czwartek, 2 lutego 2012

"Mona Lisa" z Prado

Światowe media obiegła wczoraj informacja z pierwszego dnia (trwającej do niedzieli) konferencji poświęconej Leonardowi da Vinci odbywającej się w londyńskiej National Gallery. Konserwatorzy odnowili bowiem jedną z kopii "Mona Lisy" mieszczącą się w Prado i okazało się, że jest to dzieło dużo lepsze niż dotąd przypuszczano. Do tej pory kopię z madryckiego muzeum zaliczono do grupy dość późnych kopii wybitnej pracy włoskiego artysty, być może nawet pochodzącą z XVII w. Konwencja, w której zrezygnowano z tła na rzecz jednolitej czerni powodowała, że przypuszczano, iż autorem tej wersji wizerunku Giocondy może być jakiś północnoeuropejski lub hiszpański malarz. Nowe prace konserwatorskie pozwoliły natomiast w ciągu ostatnich kilku lat odkryć, że ta czarna poświata za uśmiechającą się kobietą stanowi raczej dodatek z XVIII w., być może poczyniony, by dopasować pracę do jednolitego koloru któregoś z wnętrz królewskiej rezydencji.
I tę wiadomość podchwyciły media, jednoznacznie uznając za konserwatorami z Prado, że mamy do czynienia z najstarszą kopią "Mona Lisy" z Luwru, być może nawet mistrza towarzyszącego Leonardowi podczas wykonania oryginału. Czy mają rację? Nie mi to rozstrzygać, bo bez dostępu do oryginału i pełni wglądu w dokumentację nie jest możliwe (i prawdopodobnie przerasta to moje możliwości). Co jednak możemy powiedzieć o pracy z Prado w oparciu o wiedzę, jaką mamy na temat tego jak "Mona Lisa" powstawała?
Oto jak wyglądała praca przed konserwacją (jak wygląda po wykonaniu zabiegów można obejrzeć tutaj - link). Poniżej zaś zamieściłem dokładniejsze zdjęcie wykonane jeszcze między 1880 a 1900 rokiem, które ukazuje więcej szczegółów. Z pracą tą związane są więc dwa problemy, które należałoby rozstrzygnąć - czy można dzieło z Madrytu bezpośrednio powiązać z Leonardem, oraz jak się mogło znaleźć w hiszpańskich zbiorach. Prawdopodobnie bowiem najstarszym zapiskiem o "Mona Lizie" w królewskich zbiorach jest spis inwentarzowy Alkazaru z 1666 r., który mówi o portrecie niezidentyfikowanej kobiety. By zatem postawić jakieś hipotezy w tych sprawach sięgnąć musimy do "Żywotów artystów..." Giorgia Vasariego, który w trzech miejscach napomyka o "Mona Lizie".
Zapewne wszyscy Czytelnicy tego bloga wiedzą, że to tam Vasari łączy ze sobą trzy fakty: malowidło Leonarda, obecność pracy we Francji w zbiorach królewskich oraz informację, iż przedstawioną osobą jest małżonka florenckiego handlarza jedwabiem Francesco del Giocondy. Do dziś w tej kwestii ustalenia się nie zmieniły. Pozostaje jednak jedno kluczowe pytanie: czemu tak dobry i ceniony artysta jak Leonardo zajmuje się obrazem dla zwykłego bogatego kupca, podczas gdy otrzymywał już w tym czasie zlecenia naprawdę z najwyższych sfer? Wyjaśnienia szukać można w biografii Leonarda. Francesco był młodszy od malarza o sześć lat i mógł być przyjacielem jego ojca - notariusza działającego pewien czas na prowincji, a potem we Florencji. Poza tym, kiedy pracownia artysty przed jego wyjazdem w związku z zaburzeniem sytuacji politycznej w latach 90. XV w. znajdowała się w tym samym kwartale domów, co sklep Francesca. Możliwe więc, że znali się od kilku lat, a może nawet dłużej i artysta otrzymał zamówienie w związku ze ślubem w 1495 r. z Lisą Gherardini. Kiedy zatem miałoby powstać dzieło? Większość badaczy twierdzi, że w 1503 r. W grudniu roku poprzedzającego Lisa porodziła syna Andreę, a dla liczniejszej rodziny kupiec kupił większy dom. Nie jest to jednak jedyna kobieta, która mogła pozować Leonardowi...
Francesco miał siostrę o imieniu Lisa, którą także w zapiskach miejskich nazywano "mona lisa del giocondo", a więc tak jak Vasari opisał portretowaną postać. Niewiele wiemy o siostrze Francesca, gdyż zachowała się jedynie informacja o jej najmłodszej córce Marietcie, która została zakonnicą w klasztorze św. Urszuli. Nie wiemy zatem, z którą Lisą mamy do czynienia i - jeśli z tą drugą - to datowanie obrazu może wyglądać zupełnie inaczej. Pomocą może być jedynie Vasari, który wyraźnie mówi o żonie, a nie siostrze. Datację możemy ustalić za to w inny, niezależny, sposób. W heidelberskiej Bibliotece Uniwersyteckiej zachowało się wydanie "Listów do przyjaciół" Cycerona z 1477 r., w którym Agostino Vespucci i Agostino Nettucci zamieścili różnorodne własne notatki i zapiski. Pod październikiem 1503 r. zapisano, że Leonardo pracował nad portretem Mona Lisy. Potwierdziło to więc wcześniejsze ustalenia i zgodnie z innymi informacjami wiemy, że aż do 1506 r. Leonardo pracy tej nie ukończył. Na tym etapie pojawia się kolejny problem: czy dzieło z Luwru jest tą "Mona Lisą", o której pisał Vasari?
Tutaj zdania badaczy są podzielone. Giorgio nie widział nigdy obrazu ze zbiorów Franciszka I, więc jeśli już w jakiś sposób mógł je opisać, to tylko ze słyszenia, grafik towarzyszących wykonaniu pracy (żadna się nie zachowała do dziś, więc nie wiadomo, czy były w ogóle stworzone) lub widział, którąś z kopii dzieła. Miał jednak prawidłowe informacje, że "Mona Lisa" jest we Francji - w latach 40. zbiory królewskie zebrano w Fontainebleau, gdzie w tym czasie działała liczna kolonia włoskich malarzy i rzeźbiarzy. Vasari nie byłby sobą, gdyby nie wplótł ciekawostki w żywot jednego z najbardziej wychwalanych przez siebie artystów. Podał, że Leonardo twierdził, iż większość obrazów jest zbyt melancholijna (pewnie dlatego, że ciężko uśmiechać się przez cały dzień pozowania). Aby zatem rozweselić Lisę, kazał przygrywać trupie muzycznej i w ten sposób na twarzy modelki zamanifestował się ów zagadkowy uśmiech (zwrócono na niego uwagę dopiero w XIX w., wcześniej nikogo nie dziwił). Skąd Vasari mógł się dowiedzieć takiej plotki na temat obrazu, którego nie znał? Być może od przedstawionej kobiety, żyjącej jeszcze w latach 40., gdy zbierał materiały do pierwszego wydania "Żywotów...", lub jej potomków, których znał. A może to tylko ściema, bo na obrazie widnieje inna osoba?
Pacifika Brandani. Taką tezę wysnuł w 2010 r. Roberto Zapperi, który dostrzegł, że w historii wykonania obrazu jest zbyt wiele luk, a my nie mamy żadnego dowodu, że obraz kobiety, o którym wiedział Vasari do małżonka del Giocondy. I tu pojawia się wątek hiszpański. W 1506 r. Leonardo wyjechał do Mediolanu zabierając ze sobą niedokończoną "Mona Lisę" (warto dodać, że Vasari także w latach 50. pisze, że dzieło jest nieskończone), potem wrócił do Florencji, spędził trochę w czasu w Rzymie, by już jako schorowany człowiek zamieszkać w Cloux niedaleko Amboise. Zapperiego zainspirował notatnik Antoniego de Beatisa, sekretarza sekretarza Ludwika Aragońskiego, który spotkał się z Leonardem w Amboise. Tam artysta miał mu pokazać portret florenckiej kobiety i twierdzić, że praca zamówiona została przez Giuliana de' Medici. Zdaniem badacza (które w mojej prywatnej ocenie nie jest zbyt dobrze uargumentowane) przedstawioną postacią był kochanka władcy Florencji, Pacifica Brandani, która powiła księciu syna z nieprawego łoża w 1511 r. Giuliano zabrał potomka do swojej rezydencji, a Pacifica wróciła do rodzinnego Urbino. Obraz miałby więc osłodzić jej brak kontaktu z dzieckiem. Co zatem stało się z "Mona Lisą" w ocenie Zapperiego? Badacz twierdzi, że to dzieło zaginęło lub po prostu zostało skończone i oddane zamawiającemu, a artysta wykonał nowy portret, który nazywamy za Vasarim "Mona Lisą". Przeczy temu jednak wygląd arcydzieła z Luwru. Ma ono bardzo wąskie i liczne pociągnięcia pędzla, które sugerują, że było wiele razy przemalowywane. Praca nad obrazem musiała trwać dość długo i stąd też liczne pęknięcia warstw, które dziś dodają "Mona Lizie" unikalnego uroku (a po kradzieży pracy w 1911 r. pozwoliły na potwierdzenie, że odnaleziona pod Neapolem praca jest właśnie wersją z Luwru, a nie jedną z wielu kopii).
Załóżmy choć na chwilę, że Zapperi ma rację. Pewnie część Czytelników pamięta posta sprzed paru miesięcy, jak nabijałem się z tego, że w serialu "Borgias" przypisano Pinturicchiowi autorstwo "Damy z jednorożcem", namalowanej przecież przez Rafaela (link). Datuje się ten obraz na ok. 1505 r. (najpóźniej 1507 r.) z uwagi na podobieństwo kompozycyjne do "Mona Lizy" Leonarda. Wszystko by się zatem spójnie zamykało, gdyby Leonardo skończył "Mona Lisę" w 1506 r. Problem polega na tym, że różnego rodzaju poszlaki pozwalają przyjąć, że aż do 1510 r. Leonardo ze swoim obrazem jeździł do Włoszech i francuskim pograniczu. Jak więc przedstawiony obok szkic miałby wykonać Rafael i aplikować potem to rozwiązanie także do portret Consanza Fregoso (to akurat dzieło znajduje się w rękach prywatnych)? Czyżby on także korzystał już z dwóch wersji "Mona Lizy", co jest co najmniej dziwne, bo nie robi się przecież kopii nieskończonego dzieła... Jedyne rozwiązanie to fakt, że Rafael widział "Mona Lizę" w 1504 r., gdy wyjechał do Florencji, by zobaczyć prace Leonarda. Dzieło więc musiało być co najmniej w znacznym stopniu skończone, a Santi - zgodnie ze swoją wrodzoną łagodnością - nadał Lukrecji delikatniejsze rysy i mniej "pyzaty" wyraz twarzy.
Jak to się ma do "Mona Lizy" z Prado? Jeśli przyjąć, że Leonardo wykonał dwie prace dotyczące tego samego tematu, to mógł sekretarzowi kardynała "ściemniać", iż portret nie przedstawia żony florenckiego kupca, o mało którym kto słyszał, a raczej kochankę księcia Giuliano. W końcu już wcześniej malował kochanki monarchów, jak choćby miało to miejsce w "Damie z gronostajem" dla księcia Ludovico Sforzy. W ten sposób pewnie uzyskałby za niego większą kwotę. Nie mamy jednak żadnych argumentów, że w warsztacie Leonarda (który często zmieniał skład osobowy, a jedną z niewielu w miarę często przebywających tam osób był Salai - o tym, jaki to miało wpływ na pomówienia artysty o homoseksualizm było już tutaj) był zwyczaj tworzenia więcej niż jednej wersji tej samej pracy. Jeśli zaś "Mona Liza" została ukończona dopiero ok. 1510 r., to nie da się tego połączyć z tezą przedstawioną podczas konferencji, że dzieło z Prado mogło powstać tuż po 1506 r. No chyba, że Leonardowi chodziło o coś innego. Włosi lubujący się w przeróżnych plotkach twierdzili, że Giuliana i Lisę łączyła młodzieńcza miłość, w wyniku której ta towarzyszka dziecięcych zabaw miała zajść w ciążę z młodym książątkiem. Pierre Le Mure w "Prywatnym życiu Mona Lizy" z 1975 r. podaje, że miało to mieć miejsce, gdy Lisa miała około 15 lat. Chcąc uniknąć nieprzyjemności podjęto decyzję, że wyda się młodą dziewczynę za Francesca. I wtedy cała historia byłaby spójna, gdyby nie jeden drobny fakt. Pierre nie zweryfikował zbyt dobrze danych w swojej (bądź co bądź popularnonaukowej) książce, a przede wszystkim tego, że Lisa powiła swoje pierwsze dziecko - Bartolomea już w lutym 1492 r., a więc gdy miała niecałe 13 lat. Dopiero zaś po trzech latach wyszła za mąż, a zapis notarialny wspólnych majątków rok później sporządził ojciec Leonarda.
"Mona Liza" z Prado nie daje się zatem (moim zdaniem) w żaden racjonalny sposób powiązać z osobą Leonarda, chociaż nie sposób wykluczyć udziału jakiegoś jego ucznia bądź artysty zatrudnionego, by specjalnie na potrzeby innych monarchów wykonać kopię tego nietypowego dzieła. Jakikolwiek jednak artysta, by malowidła tego nie wykonał, musimy oddać kunszt jego talentowi. Był porównywalnie dobry co da Vinci, ale nie potrafił tak umiejętnie operować sfumato i rysy twarzy modelki wydają się o wiele ostrzejsze. A może to tylko nasze subiektywne odczucie, bo wersja Giocondy z Luwru także czeka na swoją konserwację i odświeżenie przygaszonego już piętnem czasu krajobrazu w tle... I kolejna zagadka, która zostaje bez odpowiedzi: gdzie jest kopia portretu, którym miał posiłkować się Vasari pisząc swoje "Żywoty..." (jeśli w ogóle taka istniała). No chyba, że cała historyjka z uśmiechem to przytyk do podobnego słowa "giacondo", które oznacza "zabawny, wesoły, rozrywkowy".

1 komentarz: