niedziela, 15 kwietnia 2012

Średniowieczny Grób Pański - część 3

Po tygodniowym braku postów czas na zakończenie opowieści o wpływie Anastasis (tak, nawet u mnie lenistwo się szerzy). A był on wcale niemały i nie wiąże się tylko z okresem krucjat i fascynacją wyjątkową budowlą umiejscowioną w Jerozolimie, ale już wcześniej rozpoczęto wznoszenie obiektów wzorowanych na bazylice Grobu Pańskiego. O ile jednak na przełomie XI i XII wieku centralne budowle przypominające fragment tej bazyliki ściśle powiązane zostały z istniejącym już ruchem pielgrzymkowym (jak choćby słynny kościół San Sepolcro w Mediolanie), to wcześniejsze budowle ściśle ten ruch tworzyły. Przyjrzyjmy się zatem co kierowało biskupem Anselmem Bovisio, który rozgłosił wszem i wobec, że kto odwiedzi kościół San Sepolcro w Mediolanie (a nie może z usprawiedliwionych powodów odbyć pielgrzymki do Palestyny), ten uzyska odpust zupełny. Warto dodać, że podobną zachętę zastosowano w 1085 r. w innym kościele, wzorowanym na jerozolimskiej budowli - kościele San Sepulcro w Palerze w Katalonii.
Nie przesadzę chyba zbytnio, gdy powiem, że mediolański kościół to coś więcej niż piękna XI-wieczna świątynia. Sam obiekt (dwupoziomowy, co wówczas jest dość powszechne) powstał w 1030 r. jako bazylika Trójcy Świętej i celowo wzniesiony został jako prywatna fundacja lokalnego mincerza  - niejakiego Benedicta Ronzone, pomiędzy placem katedralnym a dawnym rzymskim forum. Świątynia ta zatem w swoim pierwszym kształcie niewiele miała wspólnego z jerozolimską bazyliką. Jednakże na fali ruchu krucjatowego zmieniło się znacznie postrzeganie zarówno roli Kościoła, jak i tego, jak zamierzał on sfinansować to "Boże dzieło". W 1097 r. biskupem Mediolanu został bliski przyjaciel Urbana II, Anselmo, który bardzo zaangażował się w podniesioną na synodzie w Clermont ideę. Zaangażowanie Anselma zostało docenione przez następcę Urbana II, Paschalisa II, który polecił mu kierowanie jedną z mniej znanych krucjat, dziś traktowanej przez historyków bardziej jako "odnoga" pierwszej krucjaty, a mianowicie wyprawą na Bagdad. Jak widać już tysiąc lat temu miasto to było obiektem pożądania wojsk europejskich... Przyczyny były jednak odmienne - zamierzano pokonać wroga tam, gdzie jest najsilniejszy, a więc dotrzeć do zdobytego w 1055 r. przez Turków seldżuckich Bagdadu. Pomysł ten wydaje się z obecnej perspektywy całkowicie nierealny, a jednak udało się Anselmowi znaleźć posłuch wśród lombardzkich chłopów, chociaż rozsądek jednak wziął górę i nie podążyło za nim tylu, ilu się spodziewał. Wiadomość o triumfalnym zwycięstwie pod Jerozolimą i "oswobodzeniu" miasta stała się podstawą do przebudowy kościoła Trójcy Świętej w kościół Grobu Pańskiego.
15 lipca 1100 r., gdy obchodzono pierwszą rocznicę zakończenia oblężenia Jerozolimy uroczyste obchody przekształcono także w wyraz idei programowej Anselma. W tym czasie powszechna była wiara w to, że poprzez poświęcenie kościoła pod wezwaniem Grobu Pańskiego automatycznie świątynia ta nabywała cudowne zdolności związane z kościołem Grobu Pańskiego i stawała się de facto jego kopią lub odpowiednikiem. Mniej istotne było to, czy rzeczywiście kościół ten można było powiązać (choćby poprzez relikwie) z jerozolimskim oryginałem. Analogiczna sytuacja miała miejsce choćby w Chartres, gdzie także znaleźć się miała szata Matki Boskiej jaką nosiła w trakcie Zwiastowania (oficjalnie darowana kościołowi przez Karola Łysego w 876 r.). Nikt - przynajmniej oficjalnie - nie zastanawiał się, jak ta szata miała znaleźć się na terenie Galii i tłumaczono to działaniem aniołów. Idea zatem, by można było odwiedzić kościół w Mediolanie zamiast udawać się w trudną podróż do Ziemi Świętej nie była zatem czymś nowym, ale świadczyła raczej o tym, jak próbowano powiązać ją z ruchem krucjatowym. Jeśli jednak jakiś obiekt mógł pochwalić się relikwiami bezpośrednio pochodzącymi z Palestyny, to zwiększało to niejako jego "prawomocność" i znacznie jako miejsca ruchu pielgrzymkowego. Tak chociażby było w Reichenau-Mittelzell, gdzie do istniejącego już benedyktyńskiego opactwa dobudowano od wschodu specjalną rotundę na przywiezione ok. 925 r. relikwie. Zanim dotrzemy do terytoriów na północ od Alp, wróćmy jednak do Anselma przekonującego lombardzką ludność do walki z Turkami. Grupa ponoć 50 tysięcy mieszkańców Italii względnie bez problemów dotarła do Konstantynopola i tam, jak wiele innych krucjat, oszołomiona bogactwem miasta, zachowała się dość nieprzyzwoicie. Splądrowali bowiem pałac cesarski w Blachernae (północno-zachodniej dzielnicy stolicy Bizancjum), przy okazji zabijając lwa trzymanego tam przez cesarza jako maskotka (cóż, nie ma to jak kulturalnie podziękować za to, że mogli bez obaw przejść przez ziemie bizantyjskie, w tym Bułgarię, aż do stolicy...). Udało się ich jednak wyekspediować na drugą stronę Bosforu i założyli obóz pod Nikomedią, czekając na posiłki. Wsparcie nadeszło dość szybko w postaci wracających z Ziemi Świętej wojsk burgundzkich i niemieckich. Niezadowoleni rycerze, że cała sława przypadła ich wrogom lub znajomym (jak choćby Stefan z Blois) postanowili wesprzeć lombardzką krucjatę, jednak nadal miały miejsce tarcia między poszczególnymi oddziałami. Nie zdało się jednak na wiele i po bitwie pod Merzifonem stopniowo krucjata traciła swój impet. Sam zaś Anselm został odesłany do Konstantypola z uwagi na odniesione rany i w tym mieście zakończył swój żywot. Pełni żarliwości religijnej (i jeszcze bardziej nasyceni ambicją) wojownicy nie poddali się - część z nich przekształciła niejako krucjatę w pielgrzymkę i przy okazji w 1102 r. dotarła na święta Wielkiejnocy do Jerozolimy. Oczywiście żadnych pozytywnych skutków militarnych ich wojska nie odegrały, niemniej wypełnili oni śluby złożone w dniu wymarszu...
Cofnijmy się zatem o kilka stuleci do prawdopodobnie pierwszego kościoła w Niemczech wzorowanego na Grobie Pańskim. Ok. 822 r. benedyktyni w Fuldzie wznieśli kościół cmentarny św. Michała (którego plan przedstawia załączony obok obrazek), właśnie w tym celu, by uczynić z niego ideową kopię rotundy Grobu Świętego. Istotnym elementem jest nie tylko w miarę okrągły kształt świątyni, ale także sklepiona kolebkowo krypta. To w niej mieli być chowani mnisi, a więc właściwie w miejscu będącym odpowiednikiem miejsca pochówki Jezusa w bazylice Grobu Świętego. Koncepcja zaproponowana przez opata Eigila była tak nietypowa, że trzeba rozpatrzyć ją z uwzględnieniem wszystkich przemian, jakie miały miejsce w tym klasztorze - kilka dziesięcioleci wcześniej jednym z najważniejszych centrów kulturalnych państwa, a potem siedzibie świetnego skryptorium. Na początku lat nastych IX w. mnisi stanowczo sprzeciwili się rządom opata Ratgara i nawet napisali petycję w tej sprawie do Karola Wielkiego. Ostatecznie kilka lat później doszło do zmiany opata, a Ludwik Pobożny wysłał swoich dwóch delegatów, by nadzorowali co się dzieje w klasztorze. Efekty były nad wyraz pozytywnie - już w 819 r. mnisi wznieśli nową bazylikę poświęconą św. Bonifacemu (który wraz ze swoim uczniem Sturmem założył opactwo w Fuldzie), przenosząc relikwie świętego do wspomnianej świątyni. Eigil napisał także "Żywot św. Sturma", chociaż kanonizowano go dopiero w 1139 r. (warto dodać, że w żywocie opata Eigila także jego opisuje się jako świętego, ale nie robi tego jego następca, słynny Hraban Maur). Jakie ma to znaczenie dla kościoła św. Michała? Celem Eigila było stworzenie swoistej świątyni, w której można byłoby chować zasłużonych dla opactwa. Nie omieszkał on użyć w tym celu obiektów już występujących w świątyni, m.in. spoliów w postaci jońskich kapiteli z pochodzącej z VIII w. bazyliki Sturma. Rozwiązanie zatem zbliżone do tego, jakie zastosował Karol Wielki w akwizgrańskiej kaplicy pałacowej miało tutaj dodatkowe znaczenie - uwypuklenie duchowych korzeni opactwa, "nowego otwarcia", ale uwzględniającego krótką lokalną tradycję (opactwo założono w 744 r.).
Takie jednak tłumaczenie, dlaczego skorzystano z pomysłu Anastasis jest jednak za proste (notabene, dlaczego tego rodzaju przenoszenie pomysłów architektonicznych na nowe terytoria zawsze musi być aż tak skomplikowane?). Jeden z mnichów z Fuldy, Candidus Bruun, wcześniej pośrednik między zwaśnionymi stronami w sporze o opata Ratgara, tak wytłumaczył, jaki cel miał przyświecać Eigilowi: "Za radą i zgodą braci, Eigil zbudował niewielki okrągły kościółek, gdzie ciała mnichów - przeznaczone do pogrzebu - są składane. Kościół jest zwany cmentarzem z greckiego (koimeterion), co wyjaśnia się po łacinie jako miejsce snu (dormitorium)". Co ciekawe, powierzenie przez Eigila budowy kościoła najlepiej obeznanemu w architekturze mnichowi, niejakiemu Rachulfowi, miało także na celu umożliwienie opatowi pochówku w tym samym miejscu. Kazał się on bowiem pochować właściwie jako "Boży ogrodnik" - wyznaczył miejsce zwrócone ku wschodowi, gdzie miał spocząć na wieki i polecił przygotować dla siebie specjalny sarkofag, a nadto polecił. Wymagało to od Eigila niebywałego wysiłku - jak podaje Candidus miał on, będąc już na łożu śmierci, wstać, kazać się zaprowadzić na cmentarz, gdzie chwycił za szpadel i zaczął kopać w miejscu, gdzie mnisi mieli go pochować. Cały obiekt zatem zaplanowany został z dość oczywistym przekazem - miejsce pochówku mnichów staje się obiektem równorzędnym z miejscem złożenia do grobu Chrystusa, a oni sami jego duchowymi następcami, zasługującymi na podobny kult. Świadczy o tym chociażby istnienie ośmiu kolumn, na jakich wspiera się rotunda - każda z kolumn oznacza jednego z ośmiu mnichów, a jedna kamienna bryła symbolizuje jedno ciało, jakie tworzą bracia zamieszkujący w klasztorze.  Jednakże na ceremonii konsekracji świątyni odniesiono się do bardziej ogólnej i powszechnie przyjmowanej już wtedy symboliki cyfry "osiem". Najpierw Eigil i Hraban Maur pouczyli michów o ośmiu błogosławieństwach opisanych w "Ewangelii św. Mateusza", a potem o tym, że każda kolumna oznacza jedną z cnót, jakie dzięki wierze posiąść mają bracia: ubóstwo duszy, skupienie, łagodność, prawość, miłosierdzie, czystość serca, czynienie pokoju i męczeństwo. O tym, że oktagonalny charakter świątyni tłumaczyć można poprzez osiem błogosławieństw przekonuje nas także powstały nieco później tekst Hrabana Maura, bodaj najbardziej popularne jego dzieło: "O sławieniu Krzyża Świętego". To tam opisuje on każde z błogosławień przez pryzmat oktagonalnych kształtów. Nie zmienia to jednak faktu, że prymarnym znaczeniem było próba przekazania zarówno mnichom, jak i odwiedzającym świątynię, że Kościół to przede wszystkim wspólnota "żyjących kamieni", a więc ciał świętych, którzy swój żywot poświęcili Bogu.
Jako aplikant adwokacki wiem, że porządne śledztwo powinno się zaczynać od miejsca zdarzenia, a dopiero potem badać inne ślady. Nie zawsze jednak takie miejsce można ustalić, ale w przypadku problemu z Grobami Świętymi zrobili to już za nas inni historycy sztuki ;) Wróćmy zatem bardziej na południe do jednego z najpiękniejszych miast Włoch czyli Bolonii. To tam bowiem między 431 a 450 r. powstał kościół San Stefano - niezwykle ciekawa budowla, do której dobudowano potem kilka elementów, tworząc właściwie siedem świątyń w ramach jednego kompleksu. Oznaczona numerem cztery na załączonym obrazku bazylika Grobu Świętego powstała dzięki aktywności biskupa Petroniusza, do dziś jednego z patronów miasta. Miał on powrócić z pielgrzymki do Ziemi Świętej i wzorując się na jerozolimskiej świątyni wznieść podobny obiekt w Bolonii. Co prawda obecny kształt bazyliki nie do końca odpowiada pochodzącej z V wieku budowli (wielka w tym zasługa kolejnych budowniczych próbujących połączyć ją z umiejscowioną obok bazyliką św. Witalisa i św. Agrykoli - męczenników z 304 r. oraz kościoła Ukrzyżowania Pańskiego, a także złupieniu świątyni przez Węgrów w 903 r.), nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze w czasach karolińskich nazywano tę świątynię "Nową Jerozolimą", właśnie z uwagi wiarygodne przeniesienie idei Anastasis na teren Półwyspu Apenińskiego. Świadczą o tym chociażby rozmiary bazyliki Grobu Pańskiego, które w swej pierwotnej wersji były takie same, jak te na Górze Kalwarii. 
Z obecnego punktu widzenia nie wydaje się to czymś wyjątkowym (i turyści podążając do umiejscowionego obok Portyku Piłata często pomijają kościółek), ale w okresie wczesnego chrześcijaństwa skala obiektu budziła podziw i nie zmienia tego niezbyt wiarygodna legenda, iż ponoć Petroniusz użył znajdującej się już w mieście świątyni Izydy. Cały obiekt pomyślany bowiem został jako swoista "kopia" tego, co znajdowało się w Jerozolimie - kolejne dobudowywane elementy kompleksu dodawały nawet takie elementy, jak kolumnę biczowania, misę, w której ręce obmył Piłat czy przedstawienia koguta, który zawstydził św. Piotra. Cały kompleks jednak swoją sławę zyskał dopiero ok. 1000 r., a w okresie krucjat stał się jednym z najważniejszych w Italii. Uzupełniono go wtedy o takie miejsca jak choćby "Pole Krwi" czy sadzawka Siloe, a mieszkańcy i pielgrzymi wierzyli, że wraz z innymi bolońskimi świątyniami (jak kościół San Giovanni in Monte) tworzy on kompleks zbliżony do tego w Jerozolimie. Uważano bowiem, że odległość między San Stefano a San Giovanni jest taka sama, jak między bazyliką Grobu Pańskiego i bazyliką Zmartwychwstania w Jerozolimie.
Na pozór więc obecne groty, jakie znajdują się w prawie każdym katolickim kościele, niewiele mają wspólnego z kultem Zmartwychwstania w jego formie, jaka miała miejsce w średniowieczu. A jednak nie należy zapominać, że są jego oczywistym następstwem - nie wszędzie dawało się wznosić tak fantastyczne budowle jak kościół w Paderborn czy niepozorny, acz mający skomplikowany plan, kościół Grobu Świętego w Cambridge z ok. 1130 r. Ukazany obok anioł ze sceny Zwiastowania, pochodzący z ok. 1180 r. (znajduje się obecnie w Staatliche Museum w Berlinie) jest dobrym przykładem tego, jak zmieniały się wielkanocne obrzędy. Od co najmniej X w. pojawia się nowa interesująca forma kultu - w Wielki Piątek krzyż lub hostię chowano w specjalnie przygotowanej kaplicy, a następnie ekshumowano i wynoszono na ołtarz w Wielkanocny poranek. Bliskie jest to już więc obecnym obchodom w trakcie rezurekcji, gdzie przecież także hostię w monstrancji obnosi się w kościele (a w przypadku niektórych parafii także wokół kościoła). Jeszcze ciekawiej rozwiązano to w takich świątyniach, jak choćby katedra w Cantenbury, gdzie właściwie cały obiekt zamieniony został w swoisty odpowiednik Jerozolimy. Główny ołtarz celowo jest umiejscowiony nieco wyżej niż nawa kościoła, analogicznie jak uczyniono to w bazylice Grobu Pańskiego. Obok znajduje się kaplica Czaszki Adama, będąca następstwem opowieści, że pochowano go w jaskini pod Golgotą, a co z jerozolimskiej świątyni unaocznione zostało poprzez wspomnianą scenę o Krzyżu roztrzaskującym kamień, przy którym umiejscowiono czaszkę pierwszego człowieka. Takie rozwiązania, jak łatwo się przekonać odwiedzając nawet obecnie budowane świątynie, nie są wyjątkiem, lecz oczywistym następstwem potraktowania kościoła chrześcijańskiego jako miejsca reprezentującego zarówno ukrzyżowania, jak i pochowanie i zmartwychwstanie Chrystusa. Pisał o tym już w VIII w. patriarcha Konstantynopola Germanos, który w okresie szalejącego ikonoklazmu, tak pojmował znaczenie symboliczne kościoła:
"Apsyda odpowiada jaskini w Betlejem, gdzie Chrystus się narodził, tak samo jak i jaskini, w której Go pochowano. (...) Święty stół [sanktuarium, Αγία Τράπεζα, prestoł - w kościele prawosławnym ołtarz zwykle bywa oddzielony od miejsca przygotowania Eucharystii] zaś koresponduje z punktem, gdzie Go położono. (...) Cyborium reprezentuje miejsce, gdzie był ukrzyżowany (...), ołtarz koresponduje ze świętym grobem Chrystusa. (...) Ambona manifestuje kształt kamienia przy Grobie Pańskim, zapowiadając zmartwychwstanie Pana".
Przyjmując te przemyślenia za w miarę prawidłowo oddające obecną koncepcję kościoła, właściwie każda świątynia chrześcijańska jest w pewnym stopniu bazyliką Grobu Pańskiego, i to niezależnie od jej kształtu, jak i wezwania. Nie jest to oczywiście nic odkrywczego, ale warto czasami spojrzeć inaczej na miejsce modlitwy i sprawowania mszy jako swoistą kontynuację tego, co w okresie wielkanocnym umieszcza się w pustym grobie położonym zwykle niedaleko prezbiterium.
Zaś wszystkim prawosławnym obchodzącym dzisiaj święta Wielkiejnocy nie pozostaje mi nic innego jak życzyć fantastycznych Świąt i wielu łask Bożych ;) 

2 komentarze:

  1. Wszystko piękne, tylko czy to rzeczywiście szło/idzie na chwałę pańską?
    Odpowiedzią jest Dekalog, Przykazanie Drugie (zaginione): "Nie będziesz wykonywał rzeźby tego co w niebie i nie będziesz oddawał jej czci (…)".

    OdpowiedzUsuń
  2. Zależy od punktu widzenia. Już starożytni Hebrajczycy zakazu wizerunków nie traktowali jako absolutnego - terafimy, efody i "posążki z metalu", Cherubiny na Arce Przymierza, Wąż Miedziany itp. Zresztą sobór nicejski stwierdza, że kultowi podlega nie dzieło sztuki, ale "pierwotny wzór", a więc postać przedstawiana w tym obrazie ("kto czci obraz, ten czci osobę, którą obraz przedstawia"). Cytując św. Tomasza z Akwinu: "Obrazom nie oddaje się czci religijnej ze względu na nie same jako na rzeczy, ale dlatego, że prowadzą nas ku Bogu, który stał się człowiekiem". Tak więc moim zdaniem z uwagi na fakt Wcielenia Kościół katolicki (jeszcze przed schizmą wschodnią) słusznie przyjął, że możliwe jest przedstawianie zarówno Osób Boskich, jak i innych, które podlegają weneracji.

    OdpowiedzUsuń