Zgodnie z przyjętym założeniem ten blog porusza te zagadnienia sztuki i kultury wizualnej, które niezmiernie ciężko znaleźć w innych książkach poświęconych różnorakim artefaktom wizualnym (a więc dziełom sztuki i tym obiektom, których cechy nie pozwalają na tak szumne zaklasyfikowanie). Toteż tym razem w ramach przestrogi, wpis o tym, jak powołując się na rasistowską ideologię i manipulując historią w XIX wieku “sprzedawano” przemoc wobec dopiero co uprawnionej grupy społecznej, jaką byli Afroamerykanie. A w jaki sposób tego dokonywano? Standardem w transmisji treści politycznych i ideologicznych w tym stuleciu było korzystanie z ulotek, gazet, komiksów i wszelkich rodzajów wykorzystania litografii i papieru. Nie stosowano natomiast w takiej mierze plakatów ze względu na wciąż wysokie koszty produkcji propagandy w ten sposób. Ta zmiana zaszła dopiero na początku XX w., by już w I wojnie światowej zdominować manipulację ludzkimi umysłami (w 1918 r. w Kanadzie przeprowadzono na potrzeby organów rządowych badania w tym zakresie i wówczas to plakat okazał się najtańszym środkiem propagandowym w stosunku do jego skuteczności).
Umieszczona obok ilustracja to jedna z typowych form manipulacji, jaka była stosowana przez tę organizację (i bliską jej Białą Ligę). Triumfujący biały mężczyzna z mieczem depczący czarnoskórego byłego niewolnika bezpośrednio odwołuje się do sposobu przedstawiania Archanioła Michała oraz św. Jerzego pokonujących smoka. W przypadku tej ilustracji widać, że przede wszystkim skoncentrowano się na tej pierwszej biblijnej postaci, z której po kilku wizualnych przekształceniach i zmianie atrybutów uczyniono ucieleśnienie męskiej siły, stanowczości, wręcz personifikację zachowań, które w jedynie odczuciu najbardziej zdegenerowanych umysłów nazywać można było “uprawnionymi”. Z łatwością jednak dostrzec można oczywiste nawiązanie do narodowej ikonografii amerykańskiej, a więc wypromowanych w poł. XIX w. (a przede wszystkim w okresie wojny secesyjnej i lat po niej następujących) alegorii Stanów Zjednoczonych. To wtedy bowiem Thomas Nast, zwany czasami “ojcem amerykańskiego komiksu”, stworzył i rozpropagował takie tematy, jak Kolumbia, Wuj Sam, zwierzęce symbole republikanów i demokratów, czy nawet w 1863 r. Świętego Mikołaja jako brodatego faceta (zamiast dotąd stosowanego przedstawienia wysokiego młodzieńca).
Bardzo ciężko jest określić ewolucję propagandy, z jakiej korzystał Ku Klux Klan, ale łatwo dostrzec stopniowe wygaszanie ostrości wypowiedzi stosowanych przez tą organizację. Za wyjątkiem rzadkich, dramatycznych sytuacji, jak zlinczowanie 20-letniego Michaela Lyncha z 1981 r. (link), dostrzec można ewolucję ku innym formom oddziaływania na odbiorców. Właściwie do okresu międzywojennego (kiedy pojawia się bardzo wiele “ostrych” karykatur i komiksowych ilustracji, kierujących swe ostrze przeciwko kościołowi katolickiemu) propaganda Ku Klux Klanu tylko w niewielkim stopniu uginała się pod naciskami politycznymi. Co więcej skłonna była nawet przechwycić inne treści istniejące w pluralistycznym społeczeństwie amerykańskim, co widać na przykładzie wykorzystania słynnego filmu D.W. Griffitha “Narodziny Narodu” (1915 r.).
Ukazany obok plakat promował jedno z najważniejszych dokonań niemego kina w Hollywood. Dla nieprzyzwyczajonych do długich epopei widzów reżyser opierając się na wyraźnie rasistowskiej powieści, przygotował 2 godziny i 45 minut taśmy filmowej, opisującej wojnę secesyjną i okres Rekonstrukcji czyli leczenia ran po wojnie domowej. Kiedy jednak film ten się ogląda (ze względu na jego istotne znaczenie artystyczne został zrekonstruowany i zdigitalizowany – link), odnieść można wrażenie, że reżyser, którego ojciec przelewał krew w wojskach konfederatów zmierzał jakby do stworzenia własnej wizji podzielonego, a nie zjednoczonego z powrotem narodu.
Fabuła jest bowiem niezwykle prosta: najpierw w pierwszej części ma miejsce wojna, w której ewidentnie sympatia kamery jest po stronie “południowców”, a do najbardziej wyrazistych należy scena, gdy kochające matki z bólem w sercu wysyłają synów na front. Akcja opiera się bowiem na konflikcie rozdzielającym miłość młodej pary z dwóch rodzin, reprezentujących odpowiednio unionistów i konfederatów. A fakt, że pomimo tak długiego filmu, Griffith nawet nie zarysował innej kwestii będącej podstawą wojny domowej niż stosunek do Afroamerykanów, ewidentnie świadczy o tym, że trudno “Narodziny Narodu” traktować jako wiarygodne źródło historyczne (no chyba, że jako źródło recepcji konfliktu po pięćdziesięciu latach od jego zakończenia).
Ku Klux Klan potraktował ten film jako świetnie narzędzie propagandowe. Fabuła drugiej części, gdy dawni niewolnicy przejmują władzę powiązana z quasi-spisowym charakterem tego fragmentu (Griffith podsuwa bowiem widzowi myśl, że celowo doszło do wojny i jedynym zwycięzcą byli właśnie Afroamerykanie) nadawała się do głoszenia tezy o tym, jak istotna jest rola “białych kapturów”. Jeszcze bardziej widoczna stała się obecność Ku Klux Klanu w polityce lat 20. To wtedy nasilił się terror organizacji, a ofiarami byli już nie tylko czarnoskórzy mieszkańcy Stanów, ale także Żydzi, Meksykanie, katolicy, a nawet biali. Jedna z najbardziej znanych historii z tego okresu dotyczyła kobiety zamieszkałej w Georgii, która został wybatożona za niemoralne prowadzenie się i niechodzenie do kościoła. Analogicznie sprawcy rozprawili się z jej 15-letnim synem, który przybiegł ratować męczoną matkę. Widać zatem, że to rasistowska organizacja chciała narzucać autorytarnie standardy zachowania. Podobne sytuacje zdarzały się też poza stanami “południowymi”. W Oklahomie analogicznie Klasnsmeni rozprawili się z dziewczynami, które udały się z chłopakiem na przejażdżkę samochodem.
Wspomniany spór wobec stanowiska kościoła katolickiego wynikał ze związku lokalnego związku religijnego o nazwie Filar Ognistego Kościoła, któremu przewodziła Alma White, wyświęcona w 1918 r. na pierwszą kobietę-biskupa w Stanach Zjednoczonych. W 1925 r. opublikowała ona książkę “Ku Klux Klan w przepowiedni”, która została zilustrowana przez innego duchownego (Branforda Clarke’a), z której pochodzi załączona obok ilustracja. Ta płodna pisarka (35 publikacji) uznawała członków KKK za nowych apostołów, ba, nawet nazywała ich dobrymi Samarytanami. Kolejne fragmenty książek tłumaczyły, że “twórcza” rola organizacji przepowiedziana była już w “Biblii”, a kościół katolicki (oraz w nieco mniejszym stopniu protestanckie) określane były jako odchodzące od swojego religijnego powołania. Jak łatwo się domyślić resztę tekstu uzupełniały historyjki i ironiczne docinki skierowane do Żydów i innych mniejszości narodowych. Co ciekawe jednak, Alma popierała usilnie równouprawnienie kobiet, ale oczywiście tylko tych o jasnej karnacji…
Te kilka powyższych ilustracji ukazuje w sposób niezmiernie wyrazisty sposoby manipulacji odbiorcą. Tworzenie lęku i obawy wśród dyskryminowanych i zmuszanie do milczenia tych, którzy z polityką KKK się nie zgadzali – to podstawowa forma propagandy stosowanej wówczas przez organizację. Przestrzec muszę jednak Czytelników, że taki oto rysunki to nie szczyt perswazji, jakiej się dopuszczali zakapturzeni rasiści. Pojawiały się bowiem zdjęcia przedstawiające ludzi zamęczanych w okrutnych torturach, przywiązanych do drzew czy leżących na ziemi, a wokół nich stojących dumnie członków KKK (niektórzy wręcz nie mają wtedy nieodłącznego kaptura, lecz z uśmiechem pozowali fotografowi). Aż trudno uwierzyć, do czego człowiek zatruty ideałami rasizmu może być zdolny…
Prawie każda propaganda spotyka się z kontrpropagandą. Powyższa ilustracja z członkiem KKK i Białej Ligi ukazuje to bardzo wyraźnie. Wspomniany Thomas Nast wykonał w 1874 r. dla poczytnego i opiniotwórczego wówczas pisma “Harper’s Weekly” tę oto ilustrację. Jak widać przedstawił cierpiącą afroamerykańską rodzinę, spaloną szkołę w tle i prawdopodobnie członka rodziny powieszonego na drzewie. Podpis, że teraz sytuacja jest “gorsza niźli niewolnictwo” i że doszło do “utraty celu” dopełnia ironiczny i przejmujący wydźwięk grafiki. Sam zaś uśmiech na “twarzy” zakapturzonej postaci sugeruje nieodparcie widzowi, że wyzwolenie dawnych niewolników nie przyniosło im zapowiadanych korzyści, że nadal są zdani na łaskę i niełaskę lokalnych oprawców, czyniących sobie z rasizmu i pseudo-religijnej ideologii podstawę do polowania na ludzi i zadawania im cierpienia.
Te kilka ilustracji to tylko kropla w morzu analogicznych przedstawień, z których wiele (zwłaszcza te fotograficzne) nie nadaje się do publikacji na stronie, na którą przypadkiem natknąć się mogą dzieci czy ludzie o wrażliwym charakterze. Warto jednak mieć na uwadze, że propaganda tego typu przecież stale istnienie. Tworzenie negatywnych wizerunków innych narodowości czy ras, przypisywanie sobie cech charakteru czy nawet boskiej misji nieodłącznie wpisane było w różnego rodzaju ludobójstwa, jakich doświadczali ludzie w XX wieku i na początku obecnego stulecia. Na tym jednak przykładzie łatwo zauważyć na jakich poziomach odbywa się ta manipulacja, by w przypadku jeszcze bardziej sugestywnych mediów (jak film, telewizja czy Internet) spróbować choć trochę się na nią uodpornić. Podatność na manipulację nie jest bowiem zależna wyłącznie od świadomości, jak czyniono to transmitując treści polityczne, religijne czy ideologiczne. By jej się oprzeć niezbędny jest też silny kręgosłup moralny i inteligencja umożliwiająca przewidzenie skutków, dlaczego takie, a nie inne treści przekazywane są masom społecznym. I tej otwartości, inteligencji i wrażliwego sumienia sobie i Czytelnikom życzę…
Święte słowa, człowieku! (o ostatni akapit mi idzie)
OdpowiedzUsuń