czwartek, 1 listopada 2012

Staroegipskie malarstwo o tańcu

Większość Czytelników już wie, że inspiracji dla postów poszukuję w realnym życiu, a że co chwila spotyka mnie coś nietypowego, to i same wpisy rzadko kiedy dotyczą "klasycznej" sztuki, o jakiej poczytać można w książkach na ten temat. Tym razem inspiracją była moja młodsza koleżanka, która towarzyszyła mi na halloweenowej imprezie (wspomnianej w poprzednim poście). Szczęśliwie nie była przebrana za minimalistyczną rzeźbę, ale podobnie jak ja użyła drobnego elementu doczepionego do stroju, by zaznaczyć artystyczne odniesienie. Zaś jej taniec w rytm lecącej muzyki był tak zjawiskowy, że większość facetów miała problemy z przełykaniem trzymanych w ręce trunków. Płynęła niejako wśród kolejnych nut rozbrzmiejących z głośników niczym egipskie tancerki na ścianach świątyń i piramid. I to właśnie o tych tancerkach będzie dzisiejszy wpis, jako że chyba nie znam słów odpowiednich do wyrażenia tanecznej ekspresji Moniki.
Namalowane ok. 1400 r. tancerki z grobowca Nebamuma w Tebach to nie tylko jedno z najbardziej "realistycznych" dzieł starożytnego Egiptu (ach, te wałeczki na brzuszku dziewczyny po prawej!), ale także dość wiarygodny symbol tego, jak umilano życie faraonowi i możnym w okresie Nowego Państwa. A trzeba przyznać, że taniec wówczas jeszcze bardziej się sprofesjonalizował, ściągano niewolników i niewolnice z całej Afryki, by pokazali swoje umiejętności, a muzyka była w rozkwicie. Ale wróćmy do początku, gdy zaczęły się pojawiać pierwsze grupy taneczne zwane "khenerami"... W Starym i Średnim Państwie zwykle takiej grupie przewodziła kobieta noszące dumny tytuł Nadzorcy Królewskiego Keneru albo Nadzorcy Królewskiego Tańca. Jej podlegały wszystkie dziewczęta i chłopcy, którzy nieustannie ćwiczyli się w choreografii i skomplikowanych układach tanecznych. Wiadomo, że takie przedstawienia miały miejsce przy obrzędach pogrzebowych i licznych festiwalach, także religijnych. Co ciekawe, nie zawsze to kobieta stała na czele kheneru. Koniec Starego Państwa przywiódł większe zainteresowanie męskim tańcem - coraz większa liczba mężczyzn uczestniczyła w obrzędach, a i nadzorcą niekiedy bywał mężczyzna.
Papirus z czasów panowania Senwosreta II (1844-1837 r. p.n.e.) informuje nas o comiesięcznych festiwalach odbywających się w związku z upływem pełnego cyklu zmian faz księżyca, odpowiednio w czas pełni, nowiu i przy pierwszej oraz trzeciej kwadrze. Za każdym razem były to inne tańce, a grupa przecież musiała się także przygotować na inne święta "kalendarzowe, jak noc powitania wylewu Nilu, festiwal noworoczny (trwający pięć dni pod rząd), a także święta patronów - Sokara, boga słońca i Hatory - bogini tańca i miłości (jeśli wierzyć w reinkarnację, to chyba wiem, jaką egipską boginią była Monika w poprzednich wcieleniach ;)).Skupmy się zatem na khenerach, bo miały one w starożytnym Egipcie różny charakter. Część z nich była "zinstytucjonalizowana" i ściśle powiązana z dworem królewskim, konkretną świątynią albo domami najbogatszych możnych. Niektóre natomiast działały przy nekropolach i można było je wynająć, by uświetniały obrzędy grzebalne albo rocznice śmierci danej osoby. Pozostałe grupy miały charakter bardziej "objazdowy" - zdążały od miejsca do miejsca w poszukiwaniu wydarzeń, na których tancerze mogliby pokazać swoje umiejętności.
Malowidło z Teb mogoby sugerować, że kluczem do dobrego wykonania tańca była maksymalna ekspresja. W Egipcie oczywiście było jednak inaczej - kobiety nie tańczyły wraz z mężczyznami, a osobno tańczyli także Pigmeje i karły. Z uwagi na ich wzrost w grupach tanecznych mieli oni specjalne przeznaczenie i dostosowane do nich rytualne tańce, jak choćby Taniec Boga. Normalnej wielkości tancerze bardzo często zaś ucieleśniali zmarłego, przy czym tylko osoby tej samej płci co zmarły mogły uczestniczyć w niezwykle istotnym tańcu muu. Taniec ten był swoistym odpowiednikiem niesienia zwłok zmarłego, stąd też płeć tancerzy dopasowana była do płci osoby odchodzącej do Krainy Zmarłych. Dla kobiet był także specjalny taniec iba o nieco mniejszym znaczeniu rytualnym, ale też wchodzący w skład obrzędów grzebalnych.
Wspomniany papirus informuje nas także o tym, że w skład grup tanecznych wchodziło wielu obcokrajowców. Pomijając fakt egzotyki i tego, że z zaciekawieniem pewnie przyglądano się "obcym" tańcom z podbitych lub zaprzyjaźnionych krain, świadczy to też o skali kontaktów międzynarodowych państwa. Przy obrzędach funeralnych Senwosreta II pojawiła się grupa składająca się z dwunastu tancerzy, w przypadku których aż pięć osób miało semickie imiona, a dwie nubijskie. Jedynie co do jednego, badacze są pewni, że był Egipcjaninem. Podobne przekazy sugerują, że Egipcjanie w takich khenerach byli w mniejszości, chociaż istnieje dość przekonująca teoria, że obecność obcokrajowców była niezbędna ze względów religijnych, zwłaszcza w tych khenerach, które jakoś powiązane były ze świątyniami. Z drugiej strony, wizualne przekazy nie korelują z pisemnymi. Na reliefach czy malowidłach artyści przedstawiali tylko tańczące dziewczyny o egipskich rysach twarzy, podczas kiedy inne malowidła jednoznacznie przekonują, że potrafili zasygnalizować wygląd mieszkańców ziem ościennych. Czyżby więc owe Semitki i Nubijki podczas tańców malowały się na wzór egipski, a może to kolejna forma konwencji artystycznej, których egipskie malarstwo wypracowało przeogromną ilość?
Przyjrzyjmy się zatem szerzej dziełom, które przedstawiają tancerzy i tancerki. Pierwsze tego rodzaju prace pochodzą jeszcze z okresu przed połączeniem Górnego i Dolnego Egiptu czyli z okresu Nagada II (3500-3000 r. p.n.e.), kiedy to pojawiają się przedstawienia tańczących na ceramice, a więc najlepiej rozwijającej się wówczas dziedzinie sztuki. Rozwój obrzędów sepulkralnych, ściśle związany z budową mastab i piramid, spowodował także rozwój tańca i grup tanecznych, toteż i one znalazły się na reliefach powstałych w okresie V i VI dynastii. Tym, co cechuje te malowidła, to - jak widać na umieszczonym wyżej przykładzie z Teb - względna dowolność w ujęciu postaci. Ich odrębność od kanonu wynika z tego, że artysta nie był zmuszony ukazać jak najwięcej elementów ciała, jak choćby w przedstawieniach zmarłych. Tancerze nie towarzyszyli zmarłemu w przyszłym świecie, w przeciwieństwie do rodziny czy sług, stąd też malarze i rzeźbiarze mogli ukazać ich bardziej w pozach, jakie przyjmowali podczas tańców niż skupiać się na oddaniu wszystkich szczegółów anatomicznych zgodnie z kanonem.
Po raz kolejny malowidło z ok. 1400 r. p.n.e. nie daje się odnieść do całego okresu rozwoju tańca w Egipcie. Tym razem w przypadku strojów. Jak widać w Nowym Państwie panie tańczyły bardzo skąpo odziane, jedynie z biżuterią i przepaską biodrową. W Starym Państwie byłoby to nie do pomyślenia! Wówczas strój musiał ściśle przylegać do ciała, także w dolnej partii, toteż podniesienie i wyprostowanie nogi w tańcu można było sobie darować. Jedynie do bardziej żywiołowych tańców, których nie było wiele, można było założyć sukienkę rozciętą w pionie albo krótszą spódnicę ze zwisającym paskiem. Nowe Państwo wprowadziło nieco więcej erotyki do tańca, chociaż akurat "nieco" jest tu nie bardzo na miejscu. Śmierć stała się mistycznymi nowymi narodzinami, ale mistyki w tym było tyle, że np. tancerze udawali akt poczęcia, osoba symbolizująca zmarłego tańczyła nago i nie ograniczano nagości tylko do jednej płci (pojawiły się nawet nagie tańczące dzieci!). Pomijając fakt, że dojrzewający dopiero nastolatkowie w tych obrzędach wykonywali ruchy przypominające zachowania seksualne, odnieść można wrażenie, że nie było to szczególnie pozytywnie wpływające na psychikę uczestniczących w obrzędzie osób. Z drugiej strony, nagość stanowiła immanentny element życia codziennego - zwykle osób najmniej majętnych nie było stać na odzienie dla szybko rosnących dzieci, toteż chodziły one zwykle bez ubrania.
Jeśli wyobrazimy sobie taki khener złożony z urodziwych, pozbawionych odzienia dziewcząt, powiązany z dworem faraona czy jakiegoś możnowładcy, to pewnie od razu przychodzi na myśl turecki harem. Szczęśliwie rola kheneru była w starożytnym Egipcie inna. Przez długi czas uważano, że zadowolenie faraona osiągano także za pomocą zaspokajania ciągot fizycznych, lecz teza ta upadła. Przede wszystkim chodziło o "odnowienie serca" tego, kto mógł sobie pozwolić na posiadanie kheneru, nie zaś zaspokajanie cielesnych pragnień. Jak widać, już w starożytnym Egipcie oddzielano doznania estetyczne ewokowane przez sztukę od tych, jakie budzić musi niekiedy znakomitość i powab kobiecego ciała.W przypadku mężczyzn wiadomo z zapisków, że umiejętność tańczenia ściśle powiązana była ze sprawowaniem funkcji religijnych, czego przykładem jest postać Horihotepa, który oprócz bycia tancerzem, realizował się jako kapłan Bastet. 
Kobiety także mogły awansować społecznie. Oczywiście sam fakt przebywania na dworze królewskim czy w khenerze powiązanym z bogatą świątynią zabezpieczał je materialnie, ale dzieła literackie świadczą o tym, że wykształciło się coś na kształt chansons de geste. Jeden z takich utworów zamieszczony na "Papirusie Westcara" informuje o niejakiej Ruddedet, która powiła trójkę bliźniąt, z których jedno sprawi przyjemność Chufu. Przyjrzyjmy się zatem tej historii. Czwarte z pięciu opowiadań (piąte niestety zachowało się jako niekompletne) opisuje, jak jeden z najpotężniejszych faraonów w dziejach Egiptu poszukiwał tajnego skarbu ukrytego w świątyni Tota. Wysłał więc swojego syna do pewnego mędrca (zwanego "Dedi"), by ten powiedział mu, jak dostać się do skarbu. Mędrzec postanowił pojawić się przed faraonem i przepowiedział mu, że gdy Nil wystąpi z brzegów niejaka Ruddedet powije dzieci, które rządzić będą Egiptem, a jedno z nich przyniesie ów skarb Chufu. Jak zaś na znającego się na arkanach magii przystało, "Dedi obiecał, że sprowadzi przy okazji taki wylew Nilu, że użyźni on całe państwo, przy okazji przywodząc faraona do dzieci. Dopiero jednak w piątej opowiastce czytający dowiaduje się kim jest Ruddedet. Historia zaczyna się od tego, że cierpi ona katusze z powodu źle przebiegającej ciąży. Jej wołania usłyszane zostały przez bogów (i to z samej "wierchuszki", bo na pomoc Ruddedet przychodzi m.in. Ra, Izyda i Chnum). By nie dać się rozpoznać wierzącym w nich ziemianom przebierają się za muzykantów i tancerzy, a na dodatek przywdziewają stroje sugerujące, że znają się na akuszerstwie i położnictwie. W oparciu o tę historię niektórzy badacze uważali, że bycie tancerzem było uzupełniającym zawodem i profesjonalizacja nie była pełna, zaś głównym źródłem utrzymania w starożytnym Egipcie miała być inna rola społeczną jaką pełnili tancerze. W przypadku opowieści o Ruddedet takie przebranie miałoby znaczenie, gdyż ostatecznie bóstwa pomogły jej (oraz trzem synom) przeżyć ciążę, niemniej znikoma liczna innych źródeł pisanych nie pozwala odpowiedzieć precyzyjnie na pytanie, z czego utrzymywali się członkowie wędrownych khenerów. Ruddedet powiła piękne i silne dzieci (bogini Meszkenet zapewniła tę pierwszą cechę, Chnum - drugą), ale Izyda postanowiła dać im także pewien dar. Bóstwa przygotowały korony dla każdego z chłopców, które schowały w pojemnikach na jęczmień, a następnie kazały obiecać Ruddedet, że otworzy te pojemniki, jak ponownie spotka się z tym samym khenerem za kilka tygodni. Oczywiście bogowie nie planowali wrócić, ale Ruddedet o tym nie wiedziała. Gdy jej mężowi zabrakło piwa, poprosiła zatem służącą, by ta dostarczyła jej trochę jęczmienia. I wówczas wyszło szydło z worka (albo korony z jęczmienia) - spośród kłosów obie kobiety usłyszały cudny śpiew, który Ruddedet potraktowała jako cud i zapowiedź tego, że jej dzieci powinny zostać tancerzami i muzykantami. Notabene bardzo rzadko khenery tworzone były przez tancerzy i muzykantów - zwykle działali oni jako dwie niezależne od siebie grupy, a jedno z niewielu przedstawień łączących wykonawców muzyki i tańca pojawia się w okresie amarneńskim.
Szybko jednak Ruddedet pokłóciła się ze swoją służącą i uderzyła ją. Służka nie mogąc znieść zniewagi, zagroziła, że powie o narodzinach bliźniaków Chufu i uciekła do swojego starszego brata, który jednak potraktował ją podobnie jak dotychczasowa opiekunka. Wzgardzona służąca postanowiła zatem udać się sama i przeprawiając się przez Nil... została zjedzona przez krokodyla. Ogólnie jak widać autor tekstu darzył ją znikomą sympatią, starając się skarcić za intrygę, którą próbowała uknuć. Brat był jednak świadkiem tego zdarzenia i uznając śmierć siostry za działanie bogów, pobiegł do Ruddedet, prosząc o przebaczenie. I tu niestety opowieść się urywa...
Również moja opowieść byłaby niepełna, gdybym nie wspomniał o tańczących zwierzętach. Egipcjanie mieli wręcz nieprawdopodobne przesądy: twierdzili np., że strusie przed wyłowieniem potrafią tańczyć, a sam ruch, gdy struś rozkłada swoje skrzydła nazywali iba - tak samo jak wspomniany taniec rytualny. Zresztą tańczące strusie pojawiają się już od samego początku przedstawienia tańca w starożytnym Egipcie. Jedna z ceramik okresu Nagada II przedstawia nie tylko tańczącą kobietę, ale i strusia wykonującego swoje ruchy, co symbolizować może wyznawanie przez niego kultu Ra. Równie często pojawiają się przedstawienia tańczących małp. I tutaj badacze nie są zgodni: czy jest to znów licencia artistica, czy też rzeczywiście ćwiczono niektóre zwierzęta, by zachowywały się podobnie jak tancerze. Przeważa raczej stanowisko, że przedstawienia te mają charakter satyryczny (analogicznie do średniowiecznych charivari), bo trudno uwierzyć w wiarygodność sceny z okresu Nowego Państwa, ukazującej tańczącą małpę na statku czy małpę w czerwonym stroju ruszającą kończynami w rytm muzyki. Szczęśliwie to kobiety jednak dominowały w grupach tanecznych i nie da się ukryć, że do dziś potrafią z tańca uczynić niewiarygodne doznanie estetyczne.

Dla Moniki, która potrafi poruszyć nie tylko serce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz