środa, 26 października 2011

Kraina leniwych ludzi

Tym razem zaczniemy od obrazka. Zdaje sobie sprawę, że niniejsza mapa nie jest zbyt wyraźna, ale mam nadzieję, że Czytelnicy wybaczą mi to, gdy wyjaśnię co przedstawia. Rycina ta wielkości 49,4 na 57,5 cm przechowywana jest wśród innych zbiorów graficznych Muzeum Narodowego w Norymberdze. Generał austriacki Schrebelin przedstawił w końcu XVII w. krainę, w której chyba prawie każdy z nas chciałby zamieszkać, zwaną po niemiecką "Schlaraffenland". W ten sposób bowiem nazywano na tym terytorium tzw. Kukanię - krainę mlekiem i miodem płynącą, istny raj na ziemi... Zgodnie z XIII-wieczny tekstem o niej "im kto więcej tam śpi, tym więcej zarabia". Innymi słowy byłbym tam milionerem, bo lulu i papu to dwie moje największe potrzeby, których sobie nie odmawiam ;)
No więc opiszmy to miejsce, gdzie rozrywka przeplata się z rozrywką i przy okazji także znaczną wolnością seksualną. Autor opowieści o magicznej krainie podaje, że ściany domów są w tym kraju zrobione z ryb, a dachy z wędzonego boczku, zaś na ulicach pieką się nieustannie na rożnach gęsi. Jak widać zatem zapachy w domu niekoniecznie są najprzyjemniejsze według dzisiejszych standardów, ale któż z nas choć raz nie myślał o tym, by wzgryźć się zębami w ścianę (np. z bólu). Do takiej strawy niezbędny jest odpowiedni napitek, więc mieszkańcy udają się nad rzekę, która jest koloru czerwonego niczym po jednej z biblijnych plag. Tym razem to jednak nie wina siły wyższej, ale wina wina, i to nie byle jakiego, bo w smaku ponoć zbliżonego do wina z Beaune, a w połowie białego (coś pośredniego między winem z La Rochelle i Tonnerre). Jak widać autor opowieści znał się na rzeczy, bo do dziś o Chablis (jednej z miejscowości w Tonnerre) pisze się, że robi cudowne białe wino z rześką goryczką. Na marginesie mogę dodać, że Henryk IV te wina przedkładał nad wszelkie inne wina burgundzkie, ale o wiele ciekawsze jest to, że w 1705 r., gdy w okolicznym Coulanges wybuchł pożar z braku wody, gaszono go produkowanym w okolicznych winnicach trunkiem. Ale cóż, o winach mógłbym pisać godzinami, tak więc wróćmy do naszej Kukanii...
Monachijskie Alte Pinakothek mieści jedno z najważniejszych malowideł przedstawiających tę mistyczną krainę. Pieter Breughel starszy w 1567 r. namalował obraz "Kraj leniwych" ("Luilekkerland"), właśnie ilustrujących naszą Kukanię. Każde jednak tego rodzaju malowidło zdaje się być podszyte ironią, że jednak tego rodzaju kraina nie może istnieć, a życie w niej ze względu na swoją monotonność nie jest wcale tak cudowne jak mogłoby się wydawać. Przykładem tego może być choćby rycina, od której zacząłem, a która wówczas uchodziła za znakomitą satyrę. Zdawał sobie sprawę z tego także XIII-wieczny autor, który w końcu opuścił ten świat mlekiem i miodem płynący i powrócił do rodzinnej Europy. W końcu chyba każdemu mogą się znudzić w ciągu roku cztery Wielkanoce, cztery winobrania oraz dni świąteczne lub niedziele wypadające codziennie za wyjątkiem Wielkichnocy, dni Świętego Jana, Wszystkich Świętych, Bożych Narodzeń i Matek Boskich Gromnicznych (każde po 4 razy w roku). Na szczęście post jest tylko raz na 20 lat ;)
Ale przejdźmy do tego, co Czytelników pewnie interesuje najbardziej, czyli seksu. Ogólnie panny są piękne i chętne do wypoczynku w męskich ramionach. Luźne podejście obyczajowe powoduje, że nikt nie gniewa się, kiedy jego luba lub kochanek poswawoli sobie z inną osobą. Kiedy zaś wpadną sobie oboje w oko, to wystarczy podejść i można nawet na środku ulicy dać upust swojej chuci. W końcu celem tej krainy jest wzajemne uszczęśliwianie się, a nie długotrwały podryw, jak to ma miejsce obecnie.
Przyjrzyjmy się dokładnie tej rycinie z drugiej połowy XVII w., która także znajduje się w Norymberdze. Przedstawia ona pochód króla Kukanii, któremu towarzyszy świta zarówno składająca się ze szczęśliwych ludzi, jak i zwierzaków, już lekko nadgryzionych przez mieszkańców (świnka z nożem w grzbiecie i odciętym kawałkiem boczku). Prawa strona wydaje się na pozór enigmatyczna. Mamy tu bowiem do czynienia z tzw. źródłem życia (czy raczej fontanną życia), która przecież stanowi istotny element wielu obrazów średniowiecznych. Pojawia się choćby w "Ołtarzu Gandawskim" Jana van Eycka czy też bodaj najsłynniejszym dziele Hansa Holbeina starszego. Wydaje się zatem, że jest to reminiscencja legendy, która budziła inspiracje przez cały okres wieków średnich. Zgodnie bowiem z egzegezą chrześcijańską i żydowską, to w Edenie swe źródło mieć miały wszystkie cztery rzeki rozpływające się na cztery strony świata (tak podaje choćby "Księga Rodzaju" 2,10). Poszukiwano zatem tego miejsca, szukając ujścia wielkich rzek pogranicza Europy, Azji i Afryki. O wodzie tej powstały zatem liczne legendy, jak choćby ta, że łyk z fontanny lub źródła pozwalał zachować młodość, co z kolei przekładało się na młode ciała postaci zbawionych wokół tejże fontanny. Nie może zatem dziwić, że nawet podczas wypraw Kolumba członkowie załogi pili wodę z prawie każdej napotkanej rzeki licząc, że to właśnie rzeka doprowadzi ich do mistycznego Edenu.
Oczywiście zatem tego rodzaju fontanna istnieć musiała w Kukanii. Kto wypił choć łyczek, cofał się do wieku lat trzydziestu. Autor tekstu zatem postanowił podzielić się tym pragnieniem ze swoimi znajomymi i wrócił do rodzinnej Francji. Stamtąd jednak nie potrafił już odnaleźć drogi powrotnej. Przestrzegał zatem potencjalnych czytelników, że "jeśli jest wam dobrze na waszej ziemi, nie opuszczajcie jej, bo kto pragnie odmiany, ten traci". Czyżby więc ostatecznie doszedł do wniosku, że lepiej przyjąć świat taki, jaki jest niż żyć marzeniami o bezhierarchicznym społeczeństwie, gdzie wszystko przychodzi z łatwością?
Kukania nie była jednak jedynym tego rodzaju marzeniem, które potem przekształciło się w pragnienie odkrycia Eldorado, Utopię Thomasa More'a czy parę innych wizji świata doskonałego. Pewne znaczenie w rozwoju tego mitu mogła mieć moim zdaniem legenda o królestwie Jana Prezbitera - tajemniczym państwie, gdzie w Indiach lub Etiopii, które z racji swej potęgi mogłoby być dobrym sojusznikiem w walkach krucjatowych, a potem z Mongołami. Dowodem miał być sfałszowany list, jaki ponoć otrzymał cesarz Manuel I Komnen, co z kolei spowodowało, że papierze wysyłali swoich emisariuszy do Azji w poszukiwaniu owego tajemnego chrześcijańskiego imperium. Efektu oczywiście to nie przyniosła, ale przynajmniej potwierdziło istnienie nielicznych nestoriańskich ekumen na terenie Półwyspu Indyjskiego. W każdym razie aż do przełomu XVII i XVIII w. na pograniczu znanego świata sytuowano owe państwo, analogicznie jak wolne przestrzenie morza ozdabiano fantastycznymi morskimi stworzeniami. To, co jednak najciekawsze, to sam fakt, jak bardzo legenda ta była żywa mimo braku jakichkolwiek informacji. Przedstawiana obok scenka z "Liber chronicarum" Hartmanna Schedla (autorstwa warsztatu Michaela Wolgemuta) z 1493 r. to tylko jedno z wielu wyobrażeń króla-kapłana w typie zbliżonym do biblijnego Melchizedeka. Jeszcze ciekawszy jest w tym zakresie XIV-wieczny drewniany biust Księdza Jana, jaki do dziś przechowywany jest w skarbcu kościoła św. Urszuli w Kolonii. Postać uśmiechająca się podobnie do anioła czy "Księcia tego świata" z katedry w Reims wpasowuje się w ówczesną tendencję nietypowego, delikatnego uśmiechu jako elementu wyróżniającego postaci wyższego stanu. Budzi owa postać zaufanie, pobłażliwość, a jednocześnie utrwala w wiarę w wyimaginowany świat, gdzie dość sztywne schematy świata średniowiecznego nie mają takich wyraźnych granic. Czy to zatem nie pragnienie wyrwania się ku lepszemu życiu (notabene: ideowy składnik kapitalizmu) nie jest tym, czego przede wszystkim uczy nas opowieść o Kukanii? Że świat doskonały na ziemi na pewno nie istnieje, ale trzeba dążyć do realizacji swoich pragnień pod warunkiem, że są one w miarę realne do spełnienia...  

2 komentarze:

  1. Witam. Często czytam, sam za rok rozpoczynam studia historii sztuki. Gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Matt. Miło wiedzieć, że ten blog się komuś przydaje. Tak więc powodzenia w realizacji swoich pasji. Z kolei Twój blog (http://kozieradzkimatt.blogspot.com/) też wygląda interesująco, fajnie piszesz, chociaż jak dla mnie zbyt ascetyczny design.
    Do poczytania!

    OdpowiedzUsuń