Był już słoń kilka wpisów temu, więc czas na przedstawienie kolejnego zwierzęcia, które sprawiało problem europejskim artystom. Co powiecie na żyrafę? Przez większość średniowiecza uważano, że są dwa do siebie podobne zwierzęta, które dziś zwiemy żyrafą. Ma to znaczenie, jeśli analizuje się prace przełomu wieków średnich i renesansu. Tak więc wbrew pozorom najbardziej zaskakującym obrazem z żyrafą nie jest praca Salvadora Daliego "Płonąca żyrafa" z lat 1936-1937, która odciąga uwagę widza od pierwszoplanowej kobiety (Wenus) z szufladami na nodze. Wiszący w Bazylei obraz to tylko piękne i zarazem szalenie enigmatyczne (nie znam satysfakcjonującej mnie analizy tej pracy) przedstawienie tematu tego afrykańskiego zwierzęcia. Przed Dalim bowiem z żyrafą nie potrafili sobie poradzić nawet tacy artyści jak Domenico Ghirlandaio czy Hieronymus Bosch.
Kto miał tę niebywałą przyjemność zawitać do Muzeum Prawo w Madrycie, ten zapewne nie przeszedł obojętnie wobec jednego z najbardziej nietypowych malowideł w historii europejskiej sztuki. Tryptyk "Ogród rozkoszy ziemskich" Hieronymusa Boscha prawdopodobnie z lat 1503-1504 r. to najwybitniejsze dzieło tego artysty. Malarz, który miał w ocenie niektórych badaczy jego biografii i prac, należeć do radykalnego ruchu religijnego Braci i Sióstr Wolnego Ducha wyraził tu swoje lęki co do życia przyszłego. Każda postać jest symboliczna, każda dokonuje jakiegoś zachowania potępianego przez purytańską sektę niderlandzkiego mistrza. Na szczęście analiza archiwaliów wykluczyła udział Boscha w tej nietypowej organizacji, podobnie jak tezę o tym, że był alchemikiem (ach, te upodobanie historyków sztuki do doszukiwania się mistycznych związków dzieł z różnymi egzotycznymi teoriami)... Nas jednak nie interesuje grupa osób z głową sowy, trzymająca w rękach jabłka czy człowiek - drzewo w prawym skrzydle tryptyku, zwanym "Piekłem muzykantów". Na lewym skrzydle zwyczajowo określanym jako "Raj ziemski" (ilustracja obok) w centrum znajduje się Fontanna Życia - temat szczególnie popularny w malarstwie niderlandzkim XV w. Obok niej zaś słoń, pokazany w miarę realistycznie, i żyrafa, której artysta chyba zapomniał pokolorować. Skąd takie dziwne przedstawienie? Moim zdaniem wynika to z korzystania przez Boscha z ówczesnej literatury na temat tych zwierząt.
W chrześcijańskiej części Europy zwierzaki afrykańskie nie były znane, co opisałem już w przypadku słonia. Natomiast znane były na terenach muzułmańskich. Abd ar-Rahman III, odpowiedzialny za budowę monumentalnego kompleksu Al-Azra w Kordobie, dołączył do niego także znaczne przestrzenie ogrodowe, gdzie arabskim zwyczajem przewidział miejsce dla zwierząt. To wtedy powstało w Europie pierwsze zoo z prawdziwego zdarzenia. Zaś dzięki Arabom pomysł ten przeniósł się na Sycylię, gdzie za czasów Fryderyka II porównywano wiedzę z bestiariuszy z tym, jak rzeczywiście egzotyczne zwierzaki wyglądały. Do swojego ogrodu syn Fryderyka, Manfred w 1261 r. otrzymał żyrafę. Był to istotny krok naprzód, co widać konfrontując XIII-wieczną wiedzę na temat żyraf. Słynny dominikanin Vincent z Beauvais pisząc "Speculum Naturale" stwierdził, że istnieją dwa bardzo do siebie podobne zwierzęta - Anabulla i Camelopardus. W ten sposób uzgodnił wiedzę, jaką na temat tych zwierzaków przekazali w swych pracach Pliniusz i Izydor z Sewilli. Nie mogąc pogodzić sprzeczności, uznał, że są to dwie różniące się od siebie "bestie". Jeszcze w latach 80. XV w. w Antwerpii opublikowano księgę "Dialogus Creaturum Moralisatus", gdzie iluminator starał się podołać skomplikowanemu zadaniu przedstawienia zwierzęcia na podstawie samych tylko danych tekstowych. W wyniku tego czytelnik mógł się przekonać, że jest to taki bardziej podpasiony konik z szyją wielbłąda.
Sytuacji nie polepszył nawet Marco Polo, który oczywiście puścił wodze wyobraźni i opowiadał, że widział te zwierzęta na Madagaskarze (gdzie aż do dziś nie postawiły kopyta). Na szczęście już w XIV w. zwiększyły się kontakty Europejczyków z żyrafami (tylko bez skojarzeń, co do charakteru tych kontaktów!). Pojawia się wreszcie ta nazwa w różnych językach, wiadomo też, że mają długą szyję. Już kilka dziesięcioleci temu znaleziono wzór, na którym oparł się Bosch, zwłaszcza że wykorzystał go do przedstawienia słonia i paru innych rzadkich zwierzaków w "Ogrodzie rozkoszy ziemskich" (ilustracja poniżej). Jest to wydana w 1486 r. książka opisująca podróże dziekana kapituły mogunckiej Bernharda von Breydenbacha do Ziemi Świętej w latach 1483-1484, zaś obrazki do niej wykonał Erhard Reuwich ("Peregrinationes in Terram Sanctam"). W pracy tej oprócz egzotycznych zwierząt przedstawiono także bardziej typowe tematy jak na tak poważny tytuł. Ciekawy szybko się "rozszerzającego" świata człowiek przełomu średniowiecza i renesansu zobaczyć mógł najważniejsze miejsca od Wenecji po Górę Synaj. Nie obyło się jednak i bez "wtop". Czytelnik zapoznać się mógł z jednorożcem, salamandrą i gigantyczną małpą, o których napisano, że "przedstawione są tak, jak rzeczywiście widziano je w Ziemi Świętej". Coś, trudno mi uwierzyć, że któryś z następujących później w Palestynie konfliktów wytępił te zwierzaki...
Książka jednak zyskała natychmiastową popularność, tłumaczono ją na wiele języków (w tym na flamandzki) i to dzięki niej Bosch przedstawił taki nietypowy wizerunek żyrafy. A to, że przypomina ona trochę zwierzątko (gualamę) ujeżdżane przez mieszkańców planety Naboo w filmach i odcinkach z serii "Gwiezdnych wojen", to już inna sprawa... (link).
Czas więc na Italię, gdzie żyrafa przypomina już bardziej zwierzątko, jakie znamy dziś z filmów przyrodniczych i sporadycznych wizyt w ogrodach zoologicznych. Publikacja Breydenbacha nie wywołała większego entuzjazmu na Półwyspie Apenińskim, bo tam w XV w. żyrafy były "powszechne". Miał je podczas goszczenia u siebie papieża Lorenzo Medici w 1459 r., ale wówczas dużo większe zainteresowanie budziły lwy, które eksponowano na jednej z piazz sotlicy Toskanii. Oglądający je dziwili się, że te zwierzęta wcale nie są takie niebezpieczne, jak dotąd przypuszczali - lwy bowiem nie robiły żadnej krzywdy ludziom. Z Medyceuszami rywalizował wówczas Ferrante I, król Neapolu, który oprócz żyrafy miał też zebrę w swoim ogródku.
Domenico Ghirlandaio dostał w 1485r. odpowiedzialne i bardzo prestiżowe zadanie wykonania fresków do Cappella Tornabuoni kościoła Santa Maria Novella we Florencji. Kiedy więc ówczesny numer jeden malarstwa w tym mieście Sandro Botticelli ozdabiał siedzibę rodu Tornabuonich z okazji ślubu Lorenzo Tornabuoniego z 17-letnią wówczas Giovanną Albizzi, Ghirlandaio wraz ze swoimi braćmi Davidem i Benedettem, Sebastiano Mainardim oraz 13-letnim Michałem Aniołem stworzyli jeden z najpiękniejszych cykli malowideł ściennych w stolicy Toskanii. I choć Domenico zżymał się na niezbyt kształtne postaci Apostołów w "Zaśnięciu Marii" oraz innych osób w "Pokłonie trzech króli", jakie tworzył młody uczeń, to jednak znalazł czas na odniesienie się do pompy, jaka towarzyszyła temu wydarzeniu. Ślub opisywany jako jedno z najbardziej zapadających w pamięć wydarzeń tego czasu uświetniony został prezentem jaki otrzymał Wawrzyniec Wspaniały (Giovanni Tornabuoni był wówczas kierownikiem banku Medyceuszy). Żyrafa, bo to ją darowano władcy Florencji, pojawiła się w związku z tym na fresku na lewej ścianie kaplicy (ilustracja nr 3). Warto dodać, że prezent nie pochodził od żadnego ze świętujących rodów, lecz od mameluckiego sułtana Egiptu. Żyrafa uczestniczyła w triumfalnej procesji wraz z innymi egzotycznymi zwierzętami, zaprezentowały się specjalnie trenowane do polowań lamparty, a królowie ubecni na imprezie, jak władca Neapolu nie mogli wyjść z podziwu. Niedźwiedzie walczyły ku uciesze mieszkańców z bykami, końmi, dzikami i chartami. Jak na nasze standardy niezbyt wyszukana rozrywka (teraz wciągają ludzi podobne walki z udziałem ludzi potocznie zwane MMA), ale na ówczesne czasy było to coś naprawdę wyjątkowego. Żyrafa zaś stała się obiektem utworów literackich, jak powstały wówczas poemat Angelo Poliziano. Pamięć o tym zwierzęciu trwała jednak dalej - jeszcze na początku XVI w. przedstawiono ją na malowidle w kończonej wówczas willi Medyceuszy w Poggio a Caiano, kilka kilometrów na południe od Prato.
"Krokodyla daj mi luby" swojego czasu mówiła Klara w komedii Fredry. Z florencką żyrafą było podobnie - uwielbiająca zwierzęta Anna, córka króla Francji Ludwika XI, słała usilne listy do Medyceuszy, by sprezentowali jej to zwierzę. W tym jednak wypadku wygrał splendor, jaki dawała dworowi obecność żyrafy, niż chęć utrzymania dobrych stosunków z państwem, które coraz mocniej mieszało się w wewnętrzne sprawy Półwyspu Apenińskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz