Jednym z najbardziej interesujących - moim zdaniem obiektów - w Europie jest katedra św. Piotra w Szlezwiku. Na pozór niczym się nie wyróżnia: ot, luterańska bazylika z przełomu romanizmu i gotyku, którą w kolejnych dziesięcioleciach budowania coraz bardziej przekształcano w obiekt nowego stylu. Ciekawe rzeczy mieszczą się jednak w środku, jak chociażby cenotaf Franciszka I uznawany za jedno z najwybitniejszych dzieł sztuki duńskiej. Warto jednak zwrócić uwagę na malowidła ścienne, z których wiele przedstawia fantastyczne i legendarne stwory. Rodzić się może zatem pytanie, czemu takie nietypowe istoty zasiedlają mury przepastnej świątyni, będącej od średniowiecza kościołem biskupim. By pojąć to zjawisko trzeba przyjrzeć się zatem, jak włączano w kult chrześcijański pogańskie obyczaje.
W Polsce przykładów także można namnożyć wiele (jak chociażby "sobótka" i noc świętojańska, śmigus dyngus wraz z Wielkanocą czy powiązanie Nocy Kupały ze św. Janem Chrzcielem). Niemniej to w mitologii germańskiej pojawia się wiele istot, które potem włączone zostają do świata wyznawców chrześcijaństwa. Przykładem może być choćby załączony szlezwicki fresk z mniej więcej 1330 r. przedstawiający czarownicę. Nie jest to jednak jedyne przedstawienie tej ponoć czarciej istoty w tej świątyni, gdyż na innej ścianie umieszczono kobietę wzlatującą na miotle. Skąd zatem pomysł, by tak silnie zaznaczać pogańską ikonografię w budynku sakralnym?
Wydaje się, że odpowiedzi na tę zagadkę szukać należy w kulcie Frei - nordyckiej bogini, o której mity mówią, że była pożądana zarówno wśród bóstw, jak i przez zwykłych śmiertelników. Freja "woziła się" zatem po Asgardzie za pomocą latającego wozu wiedzionego przez parę kotów. Jednakże jak łatwo zauważyć, jej kult uległ znacznemu osłabieniu w związku z krzewieniem religii katolickiej. Mimo to, zwłaszcza na terenie Skandynawii i w północnych Niemczech, doszło do pomieszaniu obu postaci i przypisania niektórych cech Frei Matce Boskiej. Te zaś, jak chociażby lubieżność, które nie bardzo pasowały do Madonny, powiązano z jej wizualnym kobiecym przeciwieństwem, a więc czarownicami. Tym oto sposobem można wyjaśnić obecność kobiety latającej na kocie w szlezwickiej świątyni.
Inny fresk z tego samego kościoła ukazuje natomiast syrenę, którą przedstawiano wówczas o wiele częściej jako pół-kobietę, pół-ptaka. Można więc zatem przypuszczać, że artyści, zapewne na polecenie biskupa, potraktowali kościół jako swojego rodzaju summę wiedzy na temat świata. Mityczne stworzenia, niekiedy wrogie i niebezpieczne, z jednej strony wskazywały jak wiele zła jest w świecie, ale z drugiej dowartościowywały miasto, które szczyciło się kontaktami handlowymi i politycznymi z większością metropolii ówczesnej północnej Europy. Widać zatem, że w ten sposób artyści mogli dać upust swojej wyobraźni i powiązać tematykę mitów nordyckich z religią chrześcijańską. Sama Freja była dobrym tego przykładem. Jeszcze w wiele dziesiątek lat po oficjalnym erygowaniu biskupstwa (ok. 948 r.) toasty wznoszono na cześć Wielkiej Bogini, jaką nazywano Freję, a dopiero później Wikingowie wypijali alkohol na cześć Matki Boskiej. Innym elementem wspólnym pozwalającym powiązać obie postaci była kądziel i "dziewictwo" nordyckiej bogini. Freja miała zajmować się przędzeniem losów poszczególnych bóstw i ludzi, czego wizualnym przejawem miał być pas Oriona, stanowiący pomoc dla północnych żeglarzy. Wraz z przyjęciem chrześcijaństwa stopniowo pas zaczęto nazywać pasem Maryjnym zamiast pasem Frei, sugerując tym samym obecność matki Jezusa w niebie.
Wreszcie, jak łatwo przewidzieć, sama Maryja stała się przecież symbolem niedoścignionego piękna, wyrażającego się nie tylko w jej wnętrzu, ale także i wyglądzie zewnętrznym. I tak, odskakując na chwilę od terytorium obecnych północnych Niemiec, warto przytoczyć, jak wyobrażano sobie Maryję, powołując się na polskiego "myśliciela" - Jana z Szamotuł, który wykładał na przełomie XV i XVI w. na krakowskiej Akademii. Przykładowo o włosach Maryi pisał: "Włosy, pytam, jakie miała, i odpowiedam, iż nie owszeki miała kędzierzawych, bo takie włosy bywają w człowiece z zbytku, z zimna, a znamionują człowieka nadętego z zysku żądającego, co nie było w Pannie. Nie miała też rzadkich albo barzo miękkich, albo miąszych ani teże prawie białych, bo takie włosy znamionują człowieka tępego rozumu a trudnego ku nauce. Nie miała też lisowatych albo prawie czerwonych, co ukazuje zbytnią gorącość, a znamionują człowieka z przyrodzenia niewiernego. Były tedy jej włosy mierne, żółtoczarne, bo takie słuszają ku płci białej, rumionej; takie włosy się mienią, bo z młodu bywają żółte barzo, a potem czarne."
Analogicznie rozwiązano także w mitologii nordyckiej symbole związane dotąd z poszczególnymi boginiami. Przykładem może być choćby bluszcz, który dotąd stosowany był głównie w mistycznych obrzędach. I tak w Irlandii przed przybyciem św. Patryka roślinę zwano "włosami Frei", ale kiedy zakorzeniła się nowa religia bluszcz zaczął nosić nazwę "włosów Marii". Można zatem z łatwością zauważyć, że Matka Boska, mimo iż jako kobieta z krwi i kości, nie mogła stanowić jednej z istot Boskich, spełniała de facto w kulcie osób słabo wykształconych rolę zbliżoną do matki - bóstwa. Nie była jednakże wyjątkiem, gdyż wystarczy się przyjrzeć także świętym, by zauważyć, że analogicznie ich kult powiązany był z kultem dawnych bóstw i herosów. Wśród ludów germańskich stopniowo kult Wotana zastępowany był osobą św. Michała, chociaż zbliżoną rolę pełnili także św. Marcin i szczególnie popularny w dojrzałym średniowieczu św. Mikołaj. Z kolei św. Piotrowi oddawano część podobnie, jak czyniono w przypadku Thora, chociaż podobieństwa na pozór wydają się między tymi postaciami pobieżne. Jednakże to wystarczyło. Thor, jak wiadomo choćby ze średnio udanego filmu, który załamywał swoim scenariuszem kinomaniaków w tym roku, jest posiadaczem wielkiego młota, a czasem przedstawiano go także z monstrualną siekierą. Św. Piotr ma natomiast klucze do niebiańskich bram. Wydawać by się zatem mogło, że nic ich nie łączyło, a jednak stanowiło to wystarczającą zbieżność dla połączenia obydwu kultów. Z kolei Wotana ze św. Marcinem łączyło tylko to, że przecież obaj oddawali się polowaniom...
Związek między Matką Boską a Freją wynikać mógł wreszcie z roli tych dwóch postaci jako pośredniczek pomiędzy światem ludzi a światem bóstw. Snorri Sturlson, islandzki poeta z XIII w., twierdził, że Freja (i często mylona z nią Frigg, żona Odyna) to najłatwiej dostępne bóstwa, do których należy się przede wszystkim zwracać o pomoc. Z racji zaś swej kobiecej natury, a więc miłosierdzia i opiekuńczości, traktowane były jako te, które pomagają niewiastom w trakcie porodu. Widać zatem, że też pełniły funkcję zbliżoną do tej, jaką ludowa pobożność wiązała z Bożą Rodzicielką. Łatwo więc dostrzec, że kult Frei nie wygasł wraz z pojawieniem się nowej religii, na co wskazują pokazane na wstępie freski. Bodaj najciekawszym obiektem na to wskazującym są kocie skóry, które pochodzą z XVII w. i wystawiane są w Muzeum Czarnoksięstwa w Holmavik na Islandii. Zwiedzający mogą dostrzec na jednej z nich - wyprawionej z czarnego kocura - ślady menstruacyjnej krwi, za pomocą której namalowano magiczne symbole. Tym samym przypuścić można, że nadal zachował się na odległej od centrum Europy wyspie kult nordyckiej bogini pomimo oficjalnej chrystianizacji wyspy już w 1000 roku. W porównaniu z tą pracą malowidła ze Szlezwiku wydają się o wiele bardziej niewinne...
W Polsce przykładów także można namnożyć wiele (jak chociażby "sobótka" i noc świętojańska, śmigus dyngus wraz z Wielkanocą czy powiązanie Nocy Kupały ze św. Janem Chrzcielem). Niemniej to w mitologii germańskiej pojawia się wiele istot, które potem włączone zostają do świata wyznawców chrześcijaństwa. Przykładem może być choćby załączony szlezwicki fresk z mniej więcej 1330 r. przedstawiający czarownicę. Nie jest to jednak jedyne przedstawienie tej ponoć czarciej istoty w tej świątyni, gdyż na innej ścianie umieszczono kobietę wzlatującą na miotle. Skąd zatem pomysł, by tak silnie zaznaczać pogańską ikonografię w budynku sakralnym?
Wydaje się, że odpowiedzi na tę zagadkę szukać należy w kulcie Frei - nordyckiej bogini, o której mity mówią, że była pożądana zarówno wśród bóstw, jak i przez zwykłych śmiertelników. Freja "woziła się" zatem po Asgardzie za pomocą latającego wozu wiedzionego przez parę kotów. Jednakże jak łatwo zauważyć, jej kult uległ znacznemu osłabieniu w związku z krzewieniem religii katolickiej. Mimo to, zwłaszcza na terenie Skandynawii i w północnych Niemczech, doszło do pomieszaniu obu postaci i przypisania niektórych cech Frei Matce Boskiej. Te zaś, jak chociażby lubieżność, które nie bardzo pasowały do Madonny, powiązano z jej wizualnym kobiecym przeciwieństwem, a więc czarownicami. Tym oto sposobem można wyjaśnić obecność kobiety latającej na kocie w szlezwickiej świątyni.
Inny fresk z tego samego kościoła ukazuje natomiast syrenę, którą przedstawiano wówczas o wiele częściej jako pół-kobietę, pół-ptaka. Można więc zatem przypuszczać, że artyści, zapewne na polecenie biskupa, potraktowali kościół jako swojego rodzaju summę wiedzy na temat świata. Mityczne stworzenia, niekiedy wrogie i niebezpieczne, z jednej strony wskazywały jak wiele zła jest w świecie, ale z drugiej dowartościowywały miasto, które szczyciło się kontaktami handlowymi i politycznymi z większością metropolii ówczesnej północnej Europy. Widać zatem, że w ten sposób artyści mogli dać upust swojej wyobraźni i powiązać tematykę mitów nordyckich z religią chrześcijańską. Sama Freja była dobrym tego przykładem. Jeszcze w wiele dziesiątek lat po oficjalnym erygowaniu biskupstwa (ok. 948 r.) toasty wznoszono na cześć Wielkiej Bogini, jaką nazywano Freję, a dopiero później Wikingowie wypijali alkohol na cześć Matki Boskiej. Innym elementem wspólnym pozwalającym powiązać obie postaci była kądziel i "dziewictwo" nordyckiej bogini. Freja miała zajmować się przędzeniem losów poszczególnych bóstw i ludzi, czego wizualnym przejawem miał być pas Oriona, stanowiący pomoc dla północnych żeglarzy. Wraz z przyjęciem chrześcijaństwa stopniowo pas zaczęto nazywać pasem Maryjnym zamiast pasem Frei, sugerując tym samym obecność matki Jezusa w niebie.
Wreszcie, jak łatwo przewidzieć, sama Maryja stała się przecież symbolem niedoścignionego piękna, wyrażającego się nie tylko w jej wnętrzu, ale także i wyglądzie zewnętrznym. I tak, odskakując na chwilę od terytorium obecnych północnych Niemiec, warto przytoczyć, jak wyobrażano sobie Maryję, powołując się na polskiego "myśliciela" - Jana z Szamotuł, który wykładał na przełomie XV i XVI w. na krakowskiej Akademii. Przykładowo o włosach Maryi pisał: "Włosy, pytam, jakie miała, i odpowiedam, iż nie owszeki miała kędzierzawych, bo takie włosy bywają w człowiece z zbytku, z zimna, a znamionują człowieka nadętego z zysku żądającego, co nie było w Pannie. Nie miała też rzadkich albo barzo miękkich, albo miąszych ani teże prawie białych, bo takie włosy znamionują człowieka tępego rozumu a trudnego ku nauce. Nie miała też lisowatych albo prawie czerwonych, co ukazuje zbytnią gorącość, a znamionują człowieka z przyrodzenia niewiernego. Były tedy jej włosy mierne, żółtoczarne, bo takie słuszają ku płci białej, rumionej; takie włosy się mienią, bo z młodu bywają żółte barzo, a potem czarne."
Analogicznie rozwiązano także w mitologii nordyckiej symbole związane dotąd z poszczególnymi boginiami. Przykładem może być choćby bluszcz, który dotąd stosowany był głównie w mistycznych obrzędach. I tak w Irlandii przed przybyciem św. Patryka roślinę zwano "włosami Frei", ale kiedy zakorzeniła się nowa religia bluszcz zaczął nosić nazwę "włosów Marii". Można zatem z łatwością zauważyć, że Matka Boska, mimo iż jako kobieta z krwi i kości, nie mogła stanowić jednej z istot Boskich, spełniała de facto w kulcie osób słabo wykształconych rolę zbliżoną do matki - bóstwa. Nie była jednakże wyjątkiem, gdyż wystarczy się przyjrzeć także świętym, by zauważyć, że analogicznie ich kult powiązany był z kultem dawnych bóstw i herosów. Wśród ludów germańskich stopniowo kult Wotana zastępowany był osobą św. Michała, chociaż zbliżoną rolę pełnili także św. Marcin i szczególnie popularny w dojrzałym średniowieczu św. Mikołaj. Z kolei św. Piotrowi oddawano część podobnie, jak czyniono w przypadku Thora, chociaż podobieństwa na pozór wydają się między tymi postaciami pobieżne. Jednakże to wystarczyło. Thor, jak wiadomo choćby ze średnio udanego filmu, który załamywał swoim scenariuszem kinomaniaków w tym roku, jest posiadaczem wielkiego młota, a czasem przedstawiano go także z monstrualną siekierą. Św. Piotr ma natomiast klucze do niebiańskich bram. Wydawać by się zatem mogło, że nic ich nie łączyło, a jednak stanowiło to wystarczającą zbieżność dla połączenia obydwu kultów. Z kolei Wotana ze św. Marcinem łączyło tylko to, że przecież obaj oddawali się polowaniom...
Związek między Matką Boską a Freją wynikać mógł wreszcie z roli tych dwóch postaci jako pośredniczek pomiędzy światem ludzi a światem bóstw. Snorri Sturlson, islandzki poeta z XIII w., twierdził, że Freja (i często mylona z nią Frigg, żona Odyna) to najłatwiej dostępne bóstwa, do których należy się przede wszystkim zwracać o pomoc. Z racji zaś swej kobiecej natury, a więc miłosierdzia i opiekuńczości, traktowane były jako te, które pomagają niewiastom w trakcie porodu. Widać zatem, że też pełniły funkcję zbliżoną do tej, jaką ludowa pobożność wiązała z Bożą Rodzicielką. Łatwo więc dostrzec, że kult Frei nie wygasł wraz z pojawieniem się nowej religii, na co wskazują pokazane na wstępie freski. Bodaj najciekawszym obiektem na to wskazującym są kocie skóry, które pochodzą z XVII w. i wystawiane są w Muzeum Czarnoksięstwa w Holmavik na Islandii. Zwiedzający mogą dostrzec na jednej z nich - wyprawionej z czarnego kocura - ślady menstruacyjnej krwi, za pomocą której namalowano magiczne symbole. Tym samym przypuścić można, że nadal zachował się na odległej od centrum Europy wyspie kult nordyckiej bogini pomimo oficjalnej chrystianizacji wyspy już w 1000 roku. W porównaniu z tą pracą malowidła ze Szlezwiku wydają się o wiele bardziej niewinne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz