W ostatni dzień pierwszego roku istnienia tego bloga (tak, jutro stuknie mojemu pisaniu okrągły roczek), czas przedstawić jednego z najbardziej podziwianych przeze mnie współczesnych artystów. Wierni Czytelnicy wiedzą pewnie, że uwielbiam sztukę zarówno piękną i figuratywną, a jednocześnie wiele wymagającą od odbiorcy. I co by tu dużo mówić, urodzony w 1964 r. w Nottingham artysta, który na początku lat 90. osiadł w Hadze, należy do tego elitarnego niestety w malarstwie współczesnym grona. Tym razem jednak odniesienia są nieco dalsze niż w przypadku neomanierystycznego Nicoli Verlato, o którym jeszcze w grudniu zamieściłem wpis (link). Jake Baddeley sięga bowiem do fascynującego okresu przełomu średniowiecza i renesansu, do całej tej ikonograficznej symboliki, z której wywodzą się tak enigmatyczne dzieła jak choćby słynna "Melancholia" A. Dürera.
Sprzedane w 2009 r. dzieło pokazane obok nosi równie nietypowy tytuł "Co było, co jest i co będzie". Od razu widać więc sens, jaki malarz chciał nadać tej pracy. Trójjedyna postać Maryi (istota co najmniej nietypowa) trzyma w prawej dłoni jajko - początek życia, potem posiada w miarę bujną pierś, by wreszcie w lewej podtrzymywać wymykającego się jej amorka. Z łatwością dostrzec można jednak nie tylko niestandardowość kompozycji, co przede wszystkim całe spektum nawiązań, z których czerpie artysta. Czymże bowiem jest ta kobieta, jeśli nie przekształconą tronującą Madonną z Dzieciątkiem? Czemu jednak Dziecię ma skrzydła i rękę wystawia ku oknu? To tylko początek pytań, jakie można sobie zadać przy kontakcie z tym obrazem...
Standardem malarstwa włoskiego XV wieku są tronujące Madonny otoczone świętymi - jak choćby umieszczony poniżej obraz Piera della Francesci z Ołtarza Montefeltro (1472-1474, ob. w mediolańskiej Brerze). To tego rodzaju przedstawienia (gdzie Matka Boska podtrzymująca Jezusa z dość drętwym wyrazem twarzy umiejscowiona została na bogato zdobionym tronie lub w architektonicznej niszy) musiały zainspirować Jake'a Baddeleya. Jednakże zwykle Maryi towarzyszyła mniej lub bardziej liczna świta włoskich świętych ze św. Katarzyną Aleksandryjską, św. Janem Chrzcicielem i św. Franciszkiem na czele, a w tle oczywiście fundator i masa innych mniej lub bardziej istotnych osób. To jednak Madonna z Dzieciątkiem była kluczem kompozycji - to jej oddawali hołd i towarzyszyli. Tego jednak wątku Jake celowo się pozbył, dając nam w zamian bardziej skomplikowaną alegorię. Obnażając pierś, kieruje nas ku matczynej miłości, opieki nad dzieckiem, a więc wywołuje refleksję nad drugim planem ikon maryjnych - to nie tylko Matka Boska i Syn Boży, ale w ogóle matka i syn. De facto mamy więc trzy ikony połączone chronologicznie patrząc od lewej do prawej, a więc coś dotąd właściwie niemającego swej tradycji artystycznej. A to powoduje z kolei, że tak ukazanej Madonnie bliżej do bóstw pogańskich - Janusowego oblicza, Światowida czy nawet hydry.
Skupmy się więc na uczuciu, jakie emanuje z obrazu Jake'a. Zgodnie z rzymskim przysłowiem, by zaczynać "ab ovo", przyjrzyjmy się jajku. W sztuce europejskiej powszechnie uznawane było za symbol płodności, a więc w tym wypadku istotne jest jako początek drogi, którą przebywa ta trójjedyna Maryja. Bardziej istotne może wydać się jednak to, że tradycja chrześcijańska nie nadała jajku jakiegoś swojego, wyłącznego tylko dla niej, znaczenia. Wyjątkiem jest właśnie sztuka renesansowych Włoch, gdzie pojawia się nad Maryją jajko strusie. Symbolizować miało wieczne dziewictwo Maryi, a jednocześnie jej macierzyństwo. Kluczem dla takiego zrozumienia jest analogia do strusia, o którym w średniowieczu sądzono, że nie wylęguje swoich jajek. Zdaniem najważniejszej księgi o zwierzętach z tego okresu czyli "Fizjologusa" strusica miał grzebać złożone przez siebie jajka w piasku (niczym żółwie), a gdy temperatura wzrosła i padały na nie promienie słonecze, małe strusie miały wydostawać się spod skorupek.
Ciekawym pomysłem jest jednak to, że Jake Baddeley pokazał jajko pęknięte, a więc już naruszone. Czyżby było to więc jajko, z którego wydostało się "młode", czy też raczej jest to macierzyństwo nie tak czyste, jak Maryjne? Na to pytanie nie sposób znaleźć odpowiedzi, zwłaszcza, że przecież celem artysty było ukazanie zmian w tymże macierzyństwie. Nie mamy więc akceptacji tego macierzyństwa, ale raczej skupioną na jajku (być może obawiającą się ciąży) postać, spoglądającą na nie niczym kobieta na test ciążowy z wynikiem pozytywnym. Widać rozmyślanie, zastanawianie się nad tym, że coś się zmieniło, a nie typowe Maryjne "fiat" ze sceny Zwiastowania. Jednakże artysta dzielnie postarał się, byśmy zobaczyli także anioła. Dziecko bowiem, które wydaje się stanowić owoc tego macierzyństwa, opatrzono skrzydłami. Przypomina raczej niewinna putta towarzyszące głównemi tematowi obrazów czy rzeźb niż Dzieciątko. Zwykle bowiem w malarstwie ikon czy przedstawień maryjnych kluczem do zrozumienia sensów jest wzajemna relacja matki i dziecka. To zaś spogląda z pożądaniem na okno, z którego pada światło, jakby chciało przez to okno ulecieć, powstrzymywane przez zaborczą matkę. Matkę niegotową wypuścić go z własnych dłoni, niegotową przerwać nić dotąd te osoby łączącą... Jeśli więc Jake chciał pokazać matczyne cierpienia związane z macierzyństwem, automatyzm procesu (zapłodnienie-narodziny-zbyt szybkie dorastanie chłopca), to udało mu się to idealnie. Ileż to przecież kobiet ma wrażenie, że jeszcze nie tak dawno ich dziecko z trudem uczyło się biegać po pokoju czy jeździć na rowerze, a teraz porzuca rodzinny dom i rozpoczyna własne życie... Tę scenę właśnie jako wzajemne przenikanie się życia matki i jej syna przedstawił Baddeley w tym obrazie.
Ale to by było za łatwe, bo przecież nie zanalizowaliśmy środkowego przedstawienia z Maryją spoglądającą ku niebo i obnażającą swoją pierś. Tematem dość popularnym od XIV do XVI w. była Virgo lactans czy Madonna lactans, której bodaj najbardziej znanym przedstawieniem jest jedna z prac Jeana Fouqueta. Na obrazku obok ukazałem jednak pracę Botticellego z tzw. Ołtarza Bardich, obecnie mieszczącego w Staatliche Museum w Berlinie. Otoczona świętymi Janami (Chrzicielem i Ewangelistą) Maria jest tutaj przedstawiona zgodnie z konwencją, jako akceptujące wyzwania związane z narodzeniem nieślubnego syna. Dla niej macierzyństwo to ofiara, którą realizuje zgodnie z Boską wolą, zaś sama pełna jest skromności i pobożności. Zupełnie inaczej prezentuje się natomiast kobieta na obrazie Baddeleya. Pojawiająca się dość często w jego pracach ruda (nieco wyzywająca) niewiasta, której rysy wzorowane są na twarzy żony Jake'a - Vanessie, w swym środkowym obliczu bynajmniej pozbawiona jest jakiejkolwiek pruderii.
W pracach z XV w. próbowano sobie poradzić z problemem, jak ukazać karmiącą Matkę Boską, a jednocześnie skierować Dzieciątko ku widzowi. Jeszcze w wykonanej ok. 1335 r. rzeźbie z kości słoniowej nieznanego francuskiego artysty Jezusek całą swoją twarz wtapia w pierś, tak że odbiorca widzi tylko tył jego głowy i bujne włoski (link), ale rozwiązanie to zostało niedługo później wyparte. Znaleziono pomysł, w ramach którego Maryja jest na etapie wyciągania piersi spod sukienki, a Dziecię garnie się do piersi. Przy okazji uzyskano zatem efekt czułości, dotąd obecny właściwie jedynie w ikonach typu "Eleusy". To właśnie tego elementu w obrazie Jake'a brakuje, a widz zdaje się takiej treści oczekiwać. Nie ma bowiem między matką a synem żadnej relacji uczuciowej: cały etap macierzyństwa zredukowany zostaje do automatycznego, wręcz mechanicznego aktu prokreacji (co prawda ukazanego symbolicznie przez pęknięte jajko i pierś), by wreszcie potomek opuścić chciał rodzinny dom. Tymczasem ikony wypracowały koncepcje, w których Dzieciątko garnęło się do tronującej Matki i relacje między nimi oparte były na obopólnym uczuciu.
W większości ikon typu "Eleusa" odbywało się to przez dotykanie się Emmanuela do Maryi policzkami. Czasami Chrystus łapał się szat, jakby chciał się wspinać, by być jak najbliżej twarzy ukochanej Matki. Zupełnie inaczej zachowuje się dziecko na obrazie Baddeleya. Kusi je świat zewnętrzny i co przerażające "kusi", a nie zdaje się wzywać zgodnie z planem zbawienia. Okno, przez które pada światło słoneczne, to element wielu scen biblijnych, z których każda rodzić może odmienną interpretację obrazu. Czasem przez okno w scenach Zwiastowania padały promienie słoneczne na Marię, co symbolizować miało odbywające się właśnie zapłodnienie (niekiedy zjeżdżały na nich gołębica i malutkie dzieciątko). Z kolei w słynnym "Powołaniu św. Mateusza" Caravaggia światło staje się zupełnie niezależne od prawie niewidocznego Jezusa, sugerując niejako, że to nie Jezus, a jakaś wyższa od niego boska moc wybrały kolejnego Apostoła (link). Wreszcie w "Chrystusie w domu swoich rodziców" prerafaelity Johna Everetta Millaisa otwarte wejście do domu i okno odpowiadają odpowiednio powołaniu zranionego w rękę na pierwszym planie Syna Bożego. Z jednej strony wyłaniają się stłoczone owieczki (czekające na swojego Dobrego Pasterza), a po prawej stronie na oknie ptaki piją wodę z talerzyka, symbolicznie odnosząc się do czerpania ze Słowa Bożego jako wody życia. Co widzi zatem ów pragnący ulecieć i porzucić matkę skrzydlaty chłopiec? - to pytanie też pozostaje bez odpowiedzi.
Jake Baddeley tworzy takich dzieł kilkanaście rocznie i wiele z nich obejrzeć można na jego stronie internetowej (www.jakebaddeley.com). Mnie osobiście najbardziej poruszył zstępujący anioł o ciele z prac Botticellego i drewnianych skrzydłach jak z modeli Leonarda. Albo cykl symboliczny siedmiu elementów wykształcenia w średniowieczu (trivium i quadrivium). Ale już sam obraz zaprezentowany w tym poście wskazuje, że aby w pełni zrozumieć całą gamę odniesień tego artysty, trzeba płynnie i z łatwością poruszać się w sferze ezoteryki i historii sztuki. Bo choćby na wspomnianym malowidle ukazującym przeszłość, teraźniejszość i przyszłość widać, że do rozważenia zostały jeszcze dodatkowe wątki jak problem partytury życia, trójkąt oznaczony kolejnymi literami alfabetu niczym z traktatów o geometrii, którego jeden z wierzchołków dość tajemniczo spoczywa prawie na łonie przedstawionej kobiety. I wreszcie na koniec wzorem inspirujących Jake'a artystów, indywidualna niestandardowa sygnatura w lewym górnym rogu...
Ale już te ciekawostki i wątki zostawię Czytelnikom do przemyślenia i czerpania satysfakcji z własnych odkryć ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz