piątek, 27 maja 2011

Mistrz Haftowanego Listowia

Tytułowy bohater dzisiejszego wpisu nie ma swojego imienia. Flamandzki malarz, działający w Brukseli pod koniec XV w., nawiązujący ewidentnie do konwencji artystycznych wypracowanych przez Rogiera van der Weydena – tyle o nim wiadomo… Ale skąd pomysł, by o nim napisać? Jak wiadomo, studenci uwielbiają robić różnorodne rankingi. Najładniejsze laski wśród doktorantek, liczenie, ile raz profesor podczas wykładu powie “truizmem jest…” czy innego tego rodzaju tabelki, wykresiki i skrzętnie tworzone statystyki, budzące uśmiech na twarzach kolejnych roczników. Podobne rozrywki mają też studenci historii sztuki, bo ileż można robić ranking najlepszych apaszek niektórych wykładowców. Podczas jednego z objazdów po pewnej ilości napojów wyskokowych pojawił się pomysł ocenienia, który artysta miał najzabawniejszą ksywę. Wygrał opisywany dzisiaj Mistrz Haftowanego Listowia. Warto więc nakreślić nieco bardziej jego tajemniczą postać.
mistrz haftowanego listowia - ołtarz z lille
Ukazany obok ołtarz przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem i muzykującymi aniołami znajduje się w Muzeum Sztuk Pięknych w Lille. To jedno z lepszych dzieł Mistrza, aczkolwiek nie najsłynniejsze. Zacznijmy więc od tego, że Mistrz Haftowanego Listowia nie jest jedynym mieszkańcem Niderlandów i Flamandii, który otrzymał nietypowy pseudonim od historyków sztuki. Dziełko Mistrza Półfigur Kobiecych oglądać możemy nawet w Muzeum Narodowym w Poznaniu (“Dama przy wirginale”), a Jana van Stoevere utożsamia się coraz częściej z niejakim Mistrzem Madonny na Trawie. Dodając do tego równie egzotyczne nazwy jak Mistrz Hortus Conclusus (prawdopodobnie Willer van Tangere), Mistrz Deszczu Manny, Mistrz Świętej Krwi i rozdzielenie w ciągu ostatnich dziesięcioleci Mistrza z Flemalle na Mistrza z Flemalle – ręka I i Mistrza z Flemalle – ręka II (brzmi to co najmniej komicznie…), z łatwością dostrzec można, że w Niderlandach pracowało wielu naprawdę utalentowanych artystów, których personalia uległy jednak zatarciu.
Przyczyn kreowania tak skomplikowanych nazw, szukać należy w tematyce ich malarstwa. Zwykle w przypadku innych regionów nie tworzy się tak nietypowych pseudonimów, niemniej jednolitość tematyczna malarstwa niderlandzkiego bardzo to utrudnia. Bo ileż to może być Mistrzów Legendy Marii Magdaleny? (a był taki anonimowy malarz działający w Malines). Kolejne Madonny i postaci świętych powodowały, że należało bardziej skupić się na stylistyce tych prac, odmiennościach formalnych, a nie treściach malowideł. Tym oto sposobem udało się określić grupę tzw. prymitywistów niderlandzkich, a więc działających głównie w 2. poł. XV w. malarzy, w przypadku których można było przypisać im konkretne obrazy, ale nie sposób było znaleźć o nich danych bibliograficznych.
Gdy 6 lat temu muzeum w Lille zorganizowało pierwszą w dziejach wystawę poświęconą tylko Mistrzowi Haftowanego Listowia, mało kto spodziewał się, że tak rozwinie się wiedza o nim i podobnych mu artystach. Dotąd problemem było przede wszystkim rozproszenie dzieł i ich porównanie, by stwierdzić z prawdopodobieństwem bliskim pewności, które rzeczywiście wyszły spod ręki i pędzla Mistrza. Tym oto sposobem obok sztandarowych dzieł z innych francuskich miast, jak Amiens, czy zza oceanu (Filadelfia) zanalizowano także prace z Mexico City i słynny ołtarz z Polizzi Generosa na Sycylii.
mistrz haftowanego listowia - ołtarz z luwru
Przedstawiony obok ołtarz, znajdujący się w zbiorach Luwru, również wiązany jest z Mistrzem Haftowanego Listowia. Tym razem także mamy do czynienia z podobnym tematem, ale inaczej rozwiązanym. Anioły skoncentrowano w głównym polu obrazowym, a ich liczba powoduje wizualny natłok, nacisk na postać Maryi. Dzieciątko wydaje się jednak tymi istotami wyraźnie zainteresowane, ku jednemu wyciąga dłoń tak, jakby chciało się z nim pobawić. Zdaniem wielu badaczy Mistrz Haftowanego Listowia skupiał się przede wszystkim na specyficznej dla siebie stylistyce tła, zwłaszcza koron drzew. Pejzaż pełnił zatem u niego istotną rolę, co też wpasowuje się w skomplikowany rozwój tej tematyki właśnie w XV wieku. Wiele obrazów bowiem tłumaczyć można jako swoiste summy natury – obok siebie pojawiały się rzadko spotykane zwierzęta, wysokie skały prawie wyrastały z brzegów rzek i mórz, a miasta i prace rolne postaci dopełniały najdalszy plan.
Spójrzmy jeszcze raz na pierwsze malowidło (z Lille). Sam sposób ukazania Madonny nie jest jakoś szczególnie kreatywny i analogiczne zagięcia szat znajdujemy u innych wielkich artystów tego okresu, jak choćby Martin Schongauer czy wspomniany Rogier van der Weyden. U tego drugiego też Dzieciątko nie koncentruje się na skonwencjonalizowanej pozie, podkreślającej jego rolę dziejową. Np. w Madonnie Duran z ok. 1440 r. wiszącej w madryckim Prado, Rogier przedstawił Dzieciątko jak przegląda karty księgi, trzymanej przez Matkę Boską (link). Pomysł ten ewidentnie wydaje się niezwykle twórczy i na wielu obrazach niderlandzkich z XV w. znajdujemy podobne zachowania, mogąc z łatwością prześledzić ewolucję tych przedstawień.
To, co jednak w przypadku Mistrza Haftowanego Listowia wydaje się najistotniejsze to nacisk na nieprzeciętną ornamentyzację prac. Wiele dzieł późnego średniowiecza i wczesnego zaalpejskiego renesansu ma w sobie cechy uwypuklające poprzez liczne szczegóły symbolikę i komplikację religijnych znaczeń. To właśnie dzięki tym pracom zrodziła się ikonologia, pozwalająca na zrozumienie, na ile trywialne wydawać by się mogło elementy świata mogły być rozumiane jako odniesienia do dziejów Zbawienia. I tak np. lilia podkreślała czystość i niewinność Maryi, bo w “Pieśni nad Pieśniami” (PnP 2,1 i 7,3) Oblubienicę porównywał autor do tej rośliny, zaś fiołek był symbolem pokory. Tym razem związek był jeszcze dalszy, bo czerwony kolor w środku kwiatu traktowany był jako odwołanie do proroctwa Symeona z Ewangelii św. Łukasza (Łk 2,35: “a Twoją dusze miecz przeniknie”). Takie rozumienie świata przedstawionego odnaleźć można w wielu obrazach powstałych w całej Europie, a zwłaszcza w Niderlandach, w XV w.
Przyglądając się zatem twórczości Mistrza Haftowanego Listowia na dwóch reprezentatywnych dla niego pracach, nie jesteśmy w stanie dostrzec tych kwiatów ani w ogóle takiego rozumienia natury. W zamian odbiorcy przed oczyma jawi się misternie wymalowana natura z gigantyczną liczbą szczegółów, a często każdym listkiem malowanym z osobna. W malarstwie tym objawia się bardzo wyraźnie jedna z faz ewolucji malarstwa pejzażowego w XV w. We Flandrii i okolicach Brukseli rozwijał się bowiem wówczas nowy sposób na powiązanie dorobku artystycznego gotyku międzynarodowego i rodzącego się naturalizmu. Przestrzeń święta, dotąd prawie całkowicie podporządkowana tematyce sceny i głównej grupie kompozycyjnej, “odrywa się“ niejako od przedstawionych postaci i zaczyna “żyć własnym życiem”. Nawet w tak schematycznym obrazie jak paryski, trawa i korony drzew przenikają się niezauważenie z zieloną tkaniną umiejscowioną obok tronu.
mistrz haftowanego listowia - ołtarz z polizzi generosa
Technika Mistrza Haftowanego Listowia zauważalna jest chyba najlepiej w ołtarzu znajdującym się w Polizzi Generosa, małej, 4-tysięcznej miejscowości niedaleko Palermo, słynnej bardziej z tego, że to tam narodzili się Martin Scorsese i Domenico Dolce. Warto jednak odwiedzić lokalny kościół, nie tylko by uczestniczyć w corocznej procesji ku czci św. Gandolfo Sacchiego, ale także przyjrzeć się Madonnie z Dzieciątkiem omawianego Mistrza. Czytelników, których kilkanaście linijek wyżej zainteresował link do madryckiego obrazu Rogiera van der Weydena, nie trzeba przekonywać, że malowidło z Sycylii jest jego przetworzoną kopią. Analogiczne rozwiązanie z dzieckiem przeglądającym książkę (dzieło wygląda mi osobiście na co najmniej raz przemalowywane w późniejszym okresie) dopełnione zostało postaciami aniołów, ściśle przylegających do pięknie zdobionego tronu Maryi. Połączono więc pomysł z ok. 1440 r. z tym, który sam Mistrz zastosował w paryskim obrazie. Podobnie zatem umieszczono drzewa w tle, które z jednej strony powielają granice pola obrazowego, a z drugiej kierują uwagę widza ku rogom malowidła, dając złudzenie naturalnej, a nie baśniowo-fantastycznej przestrzeni.
Żartem byłoby nazwanie Mistrza Haftowanego Listowia poprzednikiem Seurata, ale dokładne przyjrzenie się jego pracom wskazuje, że wiele roślin i liści tworzonych jest z malutkich kropek zamiast oczywistych pociągnięć pędzla. Szkoda zatem, że taki artysta nie został powiązany z żadnym imieniem i nazwiskiem, bo być może fascynującym byłoby prześledzenie jego biografii i znalezienie przyczyn takiej nietypowej techniki malarskiej. Z tych przyczyn badania obecnie kierują się ku rekonstrukcji atelier późnośredniowiecznych artystów, zależności między mistrzem a pomocnikami (bohater dzisiejszego posta prawdopodobnie malował też tła pejzażowe dla innych malarzy brukselskich). Stąd też trochę to przykre, że mając wyraz duszy i rąk artysty, nie możemy wyjaśnić nawet tak oczywistych informacji o nim, jak daty życia, tworzenia, wykształcenie artystyczne czy właśnie personalia. Bo choć historii sztuki nie zawsze jest to potrzebne do szczęścia (a czasami nawet komplikuje potencjalne interpretacje), to warto niekiedy dać ludzkie oblicze naukowym ustaleniom.

2 komentarze:

  1. Czytając wpis przypomniała mi się świetna powieść w której pojawia się Mistrz Haftowanego Listowia: Michael Frayn, Na Oślep. Polecam

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja tylko styczność miałem z tomikiem poezji Krzysztofa Rudzińskiego, ale niezbyt mnie poruszyło. Osobiście za polską współczesną poezją nie przepadam... Ale dzięki za info - jak tylko znajdę chwilę, to chętnie to przejrzę, ale niestety chwilowo mam totalne urwanie głowy. Pozdrowienia i raz jeszcze dzięki za "cynka" o książce.

    OdpowiedzUsuń