środa, 15 sierpnia 2012

Jedyna zachowana świątynia z kolumnadą w Tracji

W poprzednim wpisie obiecałem zagadkę. Zatem czas wywiązać się z obietnicy, chociaż tak naprawdę to nie będzie zagadka, która zgodnie ze swoim językowym znaczeniem powinna mieć odpowiedź, ale raczej zagwozdka, bo z ręką na sercu przyznaję się, że nie wiem, jak sobie z nią poradzić. Najlepiej zatem odwołać się do społeczności Czytelników, których wiedza nie raz mnie już zaskakiwała. Pytanie więc brzmi: czego nie wiem, że nie potrafię sobie poradzić z datacją jedynej zachowanej świątyni kolumnadowej w Tracji?

okolice starosela

Przybity tym, że poszukiwania bułgarskich plakatów propagandowych z czasów I wojny światowej przebiegają nie do końca zgodnie z planem, postanowiłem w minioną niedzielę wybrać się wraz z rodziną do odkrytego w latach 2000-2002 trakijskiego kompleksu kultowego w Starosele. Taką też nazwę nosi powszechnie w literaturze kilkanaście tumulsów, grobów i świątyń odnalezionych w tej oto pięknej krainie, tzw. średniego pasa przecinającej Bułgarię w poprzek Płaniny (fotka powyżej). Ekipa pod przewodnictwem zmarłego w 2003 r. prof. Georgiego Kitowa (ha, mój imiennik!) ujawniła na światło dzienne bogaty, antyczny tumulus, powszechnie nazywany Czetiniowym (prawie każdy z nich ma swoją nazwę od najbliższej wioski bądź konkretnego wzniesienia). Ogólnie, wraz z tymi, które pewnie wciąż kryją się pod ziemią, cały kompleks ma liczyć 250 kilometrów kwadratowych i na przyszły rok zaplanowane jest dalsze zabezpieczenie już odkrytych oraz kontynuowanie poszukiwań (ponoć plany i pieniądze już są, więc zapał się znajdzie…). Jednak to nie tego największego tumulusu dotyczy zagadka. Niezbędne jest jednak wspomnienie o nim kilku słów, bo istotna jest datacja tego obiektu – V lub IV w. p.n.e. Posłużę się zatem tłumaczeniem fragmentu umieszczonej w nim tabliczki, przy okazji pokazującej z jaką dumą Bułgarzy zawłaszczają w ramach swojej kultury i historii tradycję starożytnych Traków.

czetiniowa tumulus

Otóż jak podaje tabliczka (na fotce zasłania ją koleś w czarnych szortach) oraz dostępna w pobliskim sklepiku literatura, ta tracka świątynia posiada “mający 241 metrów długości imponujący mur (krepis) zachowaną aż do 3 metrów wysokości [potwierdzam, jest taki mur i utrzymuje obiekt w swoim pierwotnym kształcie], centralne schody [widać na załączonym obrazku] i dwa boczne pasy schodów [te prawe też są widoczne], dromos, precyzyjnie wykonaną fasadę i dwa przesklepione pomieszczenia (okrągłe i prostokątne)”. Następnie informacja podaje, iż średnica zakrytego ważącym 750 kg kamieniem kopulastego pomieszczenia wynosi 5,3 metra (pani przewodnik mówiła o 5,4 metra), co czyni ten obiekt największym w Tracji, więc badacze z łatwością skojarzyli go z najpotężniejszym i najbogatszym władcą tego regionu, Sitalkesem. Czy słusznie, to już nie mój problem, ale nie da się ukryć, że jednym z największych marzeń bułgarskich archeologów jest odnalezienie mitycznego skarbca tegoż władcy, który ponoć równać się ma tylko grobowcowi Aleksandra Wielkiego. Z lubością zatem przytacza się zatem w literaturze fragment “Anabazy” Ksenofonta, gdzie Sitalkes został wspomniany jako władający tym regionem w poł. V w., by odejść do lepszego świata w ostatniej ćwierci tego stulecia.

czetiniowa tumulus - elementy doryckie

Udajmy się do wnętrza, by potwierdzić te przypuszczenia. We wnętrzu z łatwością znaleźć można doryckie pilastry okalające w równomiernej odległości główną salę ofiarną, w której miały odbywać się orficzne rytuały, głównie ku czci trackiej wersji Dionizosa (potwierdza to położona po drugiej stronie tumulusu świątynna winiarnia). Nie widać niestety na fotografii, że każdy z tych pilastrów pozbawiony jest bazy, niemniej uwagę zwraca nierozwiązany do końca problem tryglifu i metopy, gdyż niektóre niefortunnie odchylają się od osi symetrii pilastrów. Datację potwierdzają także monumentalne kamienne drzwi, których ościeże ozdobiono kimationem. Czyli na razie wszystko pasuje – V lub IV w., jak znalazł! W dwa lata po odkryciu tego tumulusu 1,5 km na południe odnaleziono niewielką świątynię u podnóża wzniesienia. Nazwano ją świątynią Horyzontu od europejskiej fundacji “Horizon”, która współfinansowała badania. Oczom badaczy ukazała się pierwsza kolumnadowa świątynia w Tracji, bo dotąd kolumny trackie były niezwykłą rzadkością: w 1966 r. w Szuszmanec obok Szipki (miejscu istotnego starcia w trakcie bułgarskich wojen o wyzwolenie spod osmańskiej władzy) znaleziono grób z jedną kolumną, natomiast 40 lat wcześniej w tym samym regionie Starosela odkryto tumulus w Roszawie z dwukolumnową fasadą. Tym razem świątynia Horyzontu ma tych kolumn aż dziesięć, z czego sześć tworzy fasadę obiektu.

świątynia horyzontu - fasada

Jak widać powyżej nie jest to przesadnie duża świątynia (coś mniej więcej formatu świątyni Ateńczyków (tzw. trzeciej świątyni Apollona) w Delos) z równomiernie oddalonymi od siebie kolumnami, z których dwie środkowe nieco bardziej są od siebie rozsunięte, ale nie na tyle, by tworzyć swoiste wydzielone “wejście” do wewnątrz. Jak pozwolili sobie napisać badacze, których książki wpadły w moje chciwe łapki, a więc Georgi Kitow, Iwan Christow i Diana Dimitrowa (czyli “śmietanka” bułgarskiej archeologii) mamy do czynienia z wczesnodoryckimi kolumnami (tu moje zdziwienie), wspartymi na bazach i z “opaskami” w dolnej i górnej partii kolumny czyli torusem i pierścieniem szyi. I to mnie właśnie martwi, bo nigdy nie widziałem takiej doryckiej kolumny, a już tym bardziej z wczesnego okresu kształtowania się tego porządku. Wychowany na “klasycznym” nauczaniu historii sztuki starożytnej (w Poznaniu polega ona na ukazywaniu na każdym wykładzie setek fotek różnych obiektów i konieczności szybkiego notowania ich nazw oraz ewolucji rozwiązań artystycznych) odniosłem wrażenie, że antyczni Grecy (a pewnie Trakowie też) należeli do tych ludów, które szczególnie ceniły sobie porządek architektoniczny od A do Z. Nie po to bowiem męczono się w kolejnych świątyniach nad entazą (kolumny ze świątyni Horyzontu jej nie posiadają), zaginaniem stylobatu i krepidomy, precyzyjnym obliczaniem oddalenia poszczególnych kolumn, by zniwelować złudzenie optyczne przy oglądzie obiektu z daleka, zwiększaniem lub zmniejszaniem liczby kanelur i ich głębokości, wreszcie jak umiejscowić narożną metopę, by… w przypadku niewielkiej budowli po prostu cały ten dorobek wyrzucić do kosza i ustawić doryckie kolumny bez kanelur na bazie! Albo, co bardziej prawdopodobne, bulwersuje mnie ten fakt, bo nie znam się na architekturze trakijskiej i mi styl wczesnodorycki kojarzy się z Eginą, Paestum i Syrakuzami. Tam jednak kolumny zwężały się ku górze, były przysadziste, nie miały plinty czy opasek, posiadały kanelury, zaś ich kapitele były dużo szersze od średnicy kolumn. Architekt, który skonstruował świątynię Horyzontu nie mógłby sobie na to pozwolić, bo z uwagi na wielkość świątyni wyglądałoby to wprost komicznie.

kolumny doryckie (wg mullera-wienera)

Obrazek powyżej pochodzi z książki Wolfganga Müllera-Wienera “Greckie budownictwo antyczne”, przetłumaczonej przez Dorotę Gorzelany, Wydawnictwo Platan 2004, s. 131. Osobiście uważam, że to jedna z ciekawszych książek, by pozyskać wiedzę o architekturze Grecji tego okresu dzięki nie tylko licznym rysunkom, planom i fotografiom, ale przede wszystkim ciekawej narracji – autor nie omawia świątyń “podręcznikowo”, a więc w kolejności ich powstawania, lecz pokazuje też społeczne podglebie tego, jak budowano od okresu minojsko-mykeńskiego aż do hellenizmu. Spójrzmy zatem od tej strony na nurtującą mnie świątynię (a mam nadzieję, że tym nurtowaniem zdążyłem zarazić już Czytelników). Niestety górny blok kolumny nie wyglądał na takiego, który z łatwością dawałby się podnieść, więc nie sprawdziłem za pomocą czego oba są ze sobą powiązane. Jest to przecież czynnik dość dobrze datujący kolumny – w okresie archaicznym stosowano drewniane kołki, a klasycznym skomplikowano ich formy. Trakowie radzili sobie całkiem nieźle z obróbką metali (kamienie w tumusie w Czetiniowej połączone były metalowymi elementami, bodaj z brązu), więc może tej formy użyto, lecz nie byłem w stanie tego sprawdzić. W każdym razie w IV w. p.n.e. do kołka środkowego zaczęto dołączać dodatkowe bolce, czyniące poszczególne bębny stabilniejszymi.

świątynia horyzontu - widok z boku

Mnie jednak przede wszystkim zafrasował brak kanelur – coś bez czego nie wyobrażam sobie kolumny w porządku doryckim. Dopiero w okresie hellenizmu surowe kolumny pozbawione kanelur były uważane za skończone, ale nie wcześniej, a więc w V-IV w. p.n.e. Datą ante quem wydaje się być końcówka IV w. p.n.e. Wtedy to dokonano rytualnej desakralizacji świątyni (nie udało mi się ustalić dlaczego – być może z uwagi na zmianę religijności plemion trakijskich, w których panteonie przestały dominować bóstwa winne i słoneczne na rzecz związanych z ziemią), a potem padła ona łupem antycznych rabusiów. A mieli oni czego szukać, bo w świątyni pochowano bogatego mężczyznę, po którym obecnie archeolodzy znaleźli dwanaście grotów, złote lamellae oraz kawałki srebrnych ozdób, jakie pierwotnie ozdabiały grzebalną odzież. A zatem – zakładając, że archeolodzy prawidłowo ustalili datację pochówku i desakralizacji (co nie wydaje się szczególnie trudne) – kolumny musiały stanąć nieco wcześniej. Powstawałyby zatem w tym samym czasie co kolumny Erechtejonu, względnie były o maksymalnie stulecie młodsze. Budowa ateńskiej świątyni wyraźnie pokazuje jaką wagę przywiązywano do wykonania kanelur w prestiżowym obiekcie. Kanelury jednej tylko kolumny kosztowały 350 drachm, podczas gdy 1 drachma równała się “dniówce”. Ponieważ przy wykonaniu kanelur pracowało zwykle kilka osób na same żłobienia tracono około 2-3 miesięcy, co przy 1200-1500 dniach na wykonanie kolumny pokazuje jak długotrwałym i skomplikowanym było to zadaniem. A mimo wszystko świątynie doryckie prawie zawsze te kanelury mają. Gdzie więc szukać odpowiedzi na pozbawioną żłobień kolumnę z torusem i pierścieniem, która w minioną niedzielę nie dawała mi zasnąć?

Byłbym beznadziejnym historykiem sztuki, gdybym nie przypomniał sobie sztuki etruskiej i porządku toskańskiego. Występujący w Etrurii, a potem przejęty przez Rzymian i Italików pomysł na kolumnę polegał na pozbawieniu jej żłobkowań i jakichkolwiek ozdób, umieszczeniu pierścienia szyi (chociaż w przeciwieństwie do tego, co widać w świątyni Horyzontu nieco oddalonego od kapitela), wreszcie oparcie torusa i kwadratowej plincie. Wszystko zatem na pozór się zgadza – klasyczny porządek toskański, jaki zachował się w Albano, Orvieto oraz mniej znanych ośrodkach architektury we Włoszech przed dominacją rzymskiej republiki – prawie całkowicie odpowiada temu, co ma stanowić architekturę tracką V-IV w. p.n.e. Prawie, bo kwadratowe plinty są dużo wyższe i przypominają raczej prostopadłościenne bloki, zaś głowice z kolei oparto wyłącznie na górnym bębnie kolumny bez jakiegokolwiek zaznaczenia różnicy pomiędzy nimi. Jak jednak wyjaśnić wpływy etruskie w przedmacedońskiej Tracji? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia i na tym zasadza się tytułowa zagwozdka. Schemat świątyni jest stricte tracki i z etruskim nie ma wiele wspólnego. W świątyni etruskiej kolumny były zwykle szeroko rozstawione, a we wczesnorzymskich jak świątynia Jowisza Kapitolińskiego celowo zamarkowano frontalne wejście do środkowej celli (inna sprawa, że wspomniana rzymska świątynia to całkowicie odmienna skala założenia, a Rzymianie nie omieszkali przy odnowieniu obiektu skorzystać z greckich spoliów). Tym co charakteryzowało architekturę etruską było celowe poszerzenie przestrzeni świątynnej osiągane właśnie poprzez kolumny – w przeciwieństwie do greckiej, gdzie naos otoczony był kolumnami tworząc mniej lub bardziej zwartą przestrzeń, Etruskowie umieszczali kolumny od frontu, a dopiero w głębi trójdzielną cellę. Takie rozwiązania zachowały się choćby w słynnej świątyni Belvedere w Orvieto czy świątyni Portonaccio w Veii (Wejach).

To, że Trakowie (jeśli to oni wznieśli świątynię Horyzontu) skorzystali z modelu greckiego, co widać na przykładzie dwóch kolumn po każdym z boków świątyni, nie dziwi. To, że wykorzystali powszechnie stosowany przez nich pomysł na średniej wielkości świątynię i pochowali tam ciało swojego króla lub arystokraty, też mnie nie rusza. Ale to, że są tam kolumny, które przypominają etruskie powoduje, że tracę wiarę w swoją wiedzę na temat starożytności. Wpływy etrusko-greckie są szeroko znane (choćby na przykładzie techniki wykonania i ikonografii waz), podobnie jak wiele już wiadomo na temat wpływów grecko-trakijskich. Ale wpływy etrusko-trakijskie? – to wydaje się być interesującą ciekawostką na temat starożytnego świata.

No chyba, że gdzieś popełniam błąd albo popełniają go bułgarscy archeolodzy. Dlatego postanowiłem odwołać się do wiedzy Czytelników – jeśli macie jakiś pomysł, piszcie. Może uda nam się rozwiązać tę nietypową zagadkę…

2 komentarze:

  1. Hej Geo!
    To ja miałam dzisiaj rozwiązać zagadkę, ale nie mam pojęcia, a co najgorsze nie mogę się za nic skoncentrować. Za to są trzy inne rzeczy, które na teraz mnie zastanawiają:
    1)czy Ty masz prawo jazdy?
    2)czy czytelnicy bloga wiedzą, że w tą sobotę jak przeżyjesz podróż całą noc autobusem, będziesz rozmawiał z Pytyją w Delfach???
    3)czy wiesz, że Olivka planuje przedstawić się jutro Tobie, jako morska mermeida??? - o co chodzi - sama nie wiem???

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc co do pytań:
    1) nie mam prawa jazdy (i w tańcu też nie umiem prowadzić),
    2) Czytelnicy dzięki Tobie (i Twojej gościnie) już wiedzą ;),
    3) jeśli Olivka wykaże się syrenim śpiewem, to chyba rzucę się w morze...

    OdpowiedzUsuń