Kościół Sergiusza i Bachusa w Stambule, zamieniony przez Turkóww XVI w. na meczet, zwany jest też “małą Hagią Sophią” ze względu na jego uderzające podobieństwo, choć mniejszą skalę niż jedna z najwybitniejszych świątyń chrześcijaństwa (więcej o architekturze tego okresu pod tym linkiem: link). Mało kto jednak zastanawia się kim byli owi tajemniczy święci Sergiusz i Bachus, którym poświęcono wspomnianą świątynię. I przede wszystkim nie każdy (poza oczywiście licznymi historykami zafascynowanymi dziejami Bizancjum) wie, jakie było znaczenie tych męczenników w VI-wiecznym Konstantynopolu. Co więcej budowa świątyni w okresie 527-536 r. celowo poprzedzała wzniesienie bardziej znanego, wspomnianego już kościoła. A sam fakt, że plan wielkiej kopuły wpisanej w kwadrat, a więc w znacznej mierze nowatorskie wówczas rozwiązanie, powiązano z późniejszą legendą, świadczyć może o niezwykłej roli tych świętych. Zacznijmy więc od legendy, by poprzez obydwu świętych dojść do znaczenia, jak rodził się kult wojowników we wczesnym Bizancjum.
Otóż legenda podaje, że młodego Justyniana oskarżono o spiskowanie. Siostrzeniec mniej lub bardziej miłościwie panującego Justyna I w 525 r. poślubił Teodorę i dwa lata później ogłoszony został współcesarzem. Nie był to szczęśliwy okres w jego życiu, dwór był mu średnio przychylny, a zmiany władców w Bizancjum mimo szczerych chęci nie zawsze odbywały się sprawnie (wystarczy spojrzeć na późniejsze statystyki tych, którzy tracili nosy w wyniku przewrotów pałacowych). Legenda podaje więc, że Justyniana oskarżono o spiskowanie przeciw władcy (notabene Justynian I został samodzielnym władcą już w cztery miesiące po wyniesieniu na tron), za co miał zostać ponoć skazany na śmierć. Justynowi I, jak podaje późniejsza opowieść, przyśnili się dwaj święci męczennicy i zapewnili o tym, że Justynian ma czyste intencje. Taka oto miała być geneza fundacji kościoła.
A jak mogło być naprawdę? By wyjaśnić to zjawisko warto doczytać niniejszego bloga do końca, a jeszcze lepiej sięgnąć po najciekawszą książkę, która ostatnimi dniami wpadła w moje chciwe łapki, czyli “Świętych wojowników w sztuce bizantyjskiej (843-1261)” Piotra Łukasza Grotowskiego (książka jeszcze ciepła i pachnąca, bo wyszła w tym roku). Co prawda autor skupia się głównie na okresie późniejszym, ale jak na porządnego przedstawiciela nauk historycznych przystało podaje genezę wizerunku świętych wojowników. Mamy więc opis rodzenia się kultu św. Jerzego, św. Teodora i właśnie dwóch analizowanych męczenników. To na tej też książce będę w znacznej mierze bazował w dalszej części posta.
Umieszczona obok VII-wieczna ikona z Kijowa przedstawia wspomnianych świętych, którzy powszechnie uznawani byli za obrońców armii bizantyjskiej. Pojawia się więc pierwszy istotny problem czyli kwestia, jak wiązać walkę zbrojną z samym chrześcijaństwem, z natury swej religią pacyfistyczną. Co prawda legenda dotycząca widzenia na Moście Mulwijskim mówiła o powiązaniu Krzyża z wojskiem (“Pod tym znakiem zwyciężaj”), ale też historia ta uzyskiwała wymiar polityczny wraz z kolejnymi władcami z dynastii konstantyńskiej. Prześledzenie kultu świętych w ostatnich wiekach starożytności wskazuje więc, że pojawia się grupa postaci, jak wyżej wspomniane (oraz tak egzotycznie brzmiące imiona jak św. Merkury), którym nadano polityczną rolę patronów rzymskiej armii. Kim więc byli wspomniani Sergiusz i Bachus?
Obydwaj pełnili istotną rolę w pieszych oddziałach gwardii królewskiej (dokładnie w scholi gentilium) i kiedy postanowili nie składać ofiary Zeusowi, skazano ich na śmierć. Bachusa umęczono najpierw, więc w legendzie pojawia się fragment o tym, że jego duch, odziany w strój wojskowy, objawił się zmarłemu później Sergiuszowi. Co ciekawe, i na co zwrócił uwagę autor wspomnianej książki, aż do VI w. nie pojawiają się przedstawienia takich świętych jak Teodor, Jerzy, Eustachy czy inni, w stroju wojskowym, lecz ukazuje się ich jako osoby cywilne (świetnym przykładem jest znana mozaika z kościoła św. Kosmy i Damiana w Rzymie, ukazująca św. Teodora). To dopiero w czasach Justyniana I armia uzyskuje swoich świętych ukazanych jak na prawdziwych wojaków zwycięskiej armii, odbijającej dawne cesarskie ziemie, przystało.
Ukazany obok sarkofag Sergiusza i Bachusa z Werony to wiele późniejsze dzieło dotyczące legendy o śmierci obydwu postaci. Sugeruje ono jednak silny związek świętych z armią, mimo że w pierwszym okresie to osoba Chrystusa i podstawowe symbole chrześcijańskie pełniły dominującą rolę jako “opiekunowie” armii. Wykorzystanie wizerunku Chrystusa jako swoistej broni, dającej opiekę Boskiej Opatrzności i ostatecznie zwycięstwo, pojawia się już w 586 r., a wcześniej główną zasługę w wiktorii nad pogańskimi Persami przypisano religijności dowódcy. Zauważalne jest więc przełożenie w nowej formie idei boskiej ingerencji w losy wojny, która powszechna jest w okresie starożytnym. Tym razem jednak to konkretna osoba (dowódca, często cesarz lub basileus), a w późniejszym okresie całokształt żołnierzy, decyduje o wyniki bitwy. To jej bowiem cechy szczególne, jak pobożność mają wydatny wpływ na rozstrzygnięcie, a w mniejszym stopniu pisze się o umiejętnościach strategicznych czy taktycznych. Ikony wędrujące więc wraz z wojskiem pełniły rolę “wspomagaczy”.
Oczywiście sama ikona to nie wszystko – do wojska dołączyli kapłani i pojawiła się funkcja na kształt współczesnych kapelanów. To oczywiście wymusiło zmianę optyki, wprowadzenie pojęcia świętej wojny (choć i tak Bizancjum dalekie było zwykle od traktowania walki jako formy dżihadu czy krucjaty), co tylko w pewnym stopniu dawało się pogodzić z nauczaniem Jezusa i Apostołów. Wojskowi męczennicy stali się zatem symbolami, jak powinien postępować żołnierz, wyjaśniając przy okazji, że krwawe bitwy i wieloletnie kampanie uzasadnione były głoszeniem prawdziwej wiary pod boskimi auspicjami. Oczywiście jest to uproszczenie problemu, ale jak inaczej traktować sytuacje, gdy już ok. 400 r. armia śpiewa “Bóg z nami”, a w kolejnych wiekach “Panie, zmiłuj się”.
Sergiusz i Bachus to tylko jedna z par świętych, których można było powiązać z wojskiem. Ciekawie kształtuje się bowiem w tym czasie ikonografia św. Jerzego i św. Teodora. Ten pierwszy (notabene mój imiennik) znany jest obecnie przede wszystkim jako rycerz, który zabił smoka, chroniąc tym samym przed pożarciem jakąś anatolijską księżniczkę. Taka forma kultu rozpropagowała się na Zachodzie dopiero w okresie krucjat, gdy krzyżowcy zapoznali się z wykształconym już typem przedstawionym św. Jerzego z owym drapieżnym stworem. Wcześniej kult św. Jerzego nie był w Galii czy Italii popularny, a Jerzego przedstawiano analogicznie jak innych świętych, nie przypisując mu jakichś szczególnych cech. Warto jednak podkreślić, że w starszej literaturze pisze się, iż święty ten był prawie nieznany na Zachodzie, co nie jest prawdą. Same wezwania fundowanych kościołów pokazują, że zachodnia chrześcijańska ekumena znała go i powierzała jego opiece często niezwykle istotne świątynie już od przełomu V i VI w.
Wróćmy jednak do św. Teodora, bo o nim niezwykle często zapomina się, badając początki ikonografii św. Jerzego. Przedstawiona obok ikona ze słynnego klasztoru św. Katarzyny na Synaju przedstawia m.in. tego świętego, o którym niekiedy podaje się, iż pochodził z Tyru (co jest dość poważnym błędem – Teodor Tiron oznacza szeregowego żołnierza, a nie wywodzącego się z Tyru). To w przypadku tego świętego dostrzec możemy parę obiektów z końca V w., przedstawiających go w scenie walki ze smokiem. Stworzenie to w ewidentny sposób odwołuje się do ówczesnego pojęcia zła i wielokrotnie w średniowieczu symbolizowało szatana czy apokaliptyczną bestię. Jednakże sam pomysł miał już swoją starożytną genezę, gdzie wielokrotnie końskie kopyta z okresu hellenizmu i cesarstwa tratowały pokonanych barbarzyńców. Pomysł ten przeniesiony został zatem w późniejszym okresie na św. Jerzego, czyniąc z niego głównego patrona wojskowych (a w zachodniej Europie – rycerzy).
Pozwala nam to wrócić do Sergiusza i Bachusa, od których zacząłem dzisiejszy wpis. Jedna z pieczęci (lata 550-650 r.) ukazuje nam pierwszego z tych dwóch świętych na rumaku z włócznią zakończoną krzyżem. Dzięki temu małemu obiektowi widać, że przykład szedł z góry, bo pieczęcią posługiwał się urzędnik odpowiedzialny za sprawy handlowe. Tym samym z łatwością dojść można do hipotezy, że czyniąc z żołnierza patrona kupców i handlarzy po raz kolejny podkreślano rolę Sergiusza jako istotnego świętego w nowo tworzonym panteonie opiekunów państwa opartego na podbojach w obrębie basenu Morza Śródziemnego.
Problem wykorzystania ikon wydaje się niezwykle interesujący, bo przecież powszechnie symbole religijne stosowane były w walkach w całym średniowieczu, a nawet o wiele później. Wasalowie króla Francji pod wodzą swojego seniora nosili sztandar Oriflamme na bitwy, włóczni św. Maurycego przypisano w kilku krajach podobną rolę znaku pobożności wojsk. Ba, nawet w krytycznym grudniu 1941 r., gdy wróg kołatał artylerią u bram moskiewskich przedmieść, na polecenie rządzącego państwem Osetyjczyka nakazano oblatywać miasto samolotem z wizerunkiem Matki Boskiej Kazańskiej (Gruzini obrażają się, jak Stalina nazywa się rodakiem). Jeśli więc kogoś wciągnął powyższy problem, to polecam zajrzeć do wspomnianej książki P. Grotowskiego, zwłaszcza że wielu zainteresować może szeroko opisywane zagadnienie oręża i stroju świętych przedstawianych na artefaktach wizualnych przeróżnych gatunków.
Hej, fajnie, że powołujesz się.na pracę naukową. Temat ma potencjał, tylmo chyba łapiesz za dużo srok za ogon w jednym czasie. Trochę nie wiadomo o czym.puszesz, o kościele i świętych, czy o służbie wojskowej? Jak dla mnie przydałaby się bardziej przejżysta struktura tekstu.
OdpowiedzUsuń