wtorek, 20 grudnia 2011

Urok Kopciuszka

Jak zwykle pod koniec roku moje życie skręciło w zupełnie odmiennym kierunku niż dotąd, co pozwala mi z obawą, ale i świadomością czegoś nowego patrzeć w przyszłość. Być może nawet będę miał więcej czasu na pisanie nowych postów, bo ostatnio Czytelników nie rozpieszczałem. A może to po prostu sen, z którego będę musiał zbudzić się przed północą - bal, z którego trzeba będzie chybcikiem uciec niepostrzeżenie. Jak Kopciuszek, o którego wizualnych przedstawieniach w XIX wieku będzie dzisiejszy wpis.
Weźmy jako przykład tę niewielką marmurową figurkę, którą oglądać można w Kassel. Jej autorem jest jeden z najbardziej utalentowanych rzeźbiarzy niemieckich XIX w. - Karl Hassenpflug, kuzyn braci Grimm (poprzez matkę Charlottę, siostrę Jacoba i Wilhelma), który wykonał kilka obiektów ściśle związanych z napisanymi przez nie baśniami. Sam zaś na koniec został nauczycielem w Akademii Sztuki w Kassel, chociaż bardziej za zasługi w dziedzinie większych prac, jak grupa "Samsona i Dalili", "Amor i Psyche", a także dzieła teatralne. Kilka innych jego rzeźb oglądać można w kościele św. Elżbiety w Marburgu oraz kościele św. Michała w Fuldzie. 
Nie to jednak tym razem jest istotne, ale delikatność z jaką opracował szaty i zakładany pantofelek Kopciuszka. Gracja ubierającej się postaci, jej przygotowania do balu, na którym oczaruje księcia... - jedynie "antyczne" rysy twarzy sugerują, że mamy do czynienia z kolejnym przetworzeniem klasycystycznej konwencji, nawet gdy oczom widza objawić ma się scena z baśni.
A nie jest to przecież radosna historii. Nie trzeba być wojującą feministką, by spod płaszczyka historii o cudownym mężczyźnie odkrywającym w przeciętnej dziewczynie całą jej kobiecość, wydobyć pełny goryczy wniosek, że nie zawsze nasze marzenia się spełniają i czasem trzeba cieszyć się ze swoich pięciu minut sławy. Kopciuszek miał to szczęście, że trafił na skłonnego do poświęceń księcia, który mając jedynie pantofel próbował odnaleźć "tę jedyną". A ileż to osób poddaje się zanim osiągnie swój cel? Co gorsza, Kopciuszek to baśń o wykluczeniu, innym świecie dalekim od blichtru, "światowości", która stawała się coraz bardziej dostępna masom społecznym w XIX w. Stopniowo horyzonty ulegały poszerzeniu, czytano o paryskich Salonach czy wymyślonych przez żółtą prasę trzęsieniach ziemi w odległych krainach... Kopciuszek do tego świata nie pasował, tylko dzięki złamaniu wszelkich zasad pojawił się w nim na chwilę i zostawił swój trwały ślad w postaci pantofelka. Spełnił na chwilę swoje marzenie, by potem - już niezależnie od niego - stać się nieodłącznym elementem tego świata.
Widać to jeszcze wyraźniej w obrazie Thomasa Sully'ego z 1843 r., który wisi w Muzeum Sztuki w Dallas. Widz, który zapewne zna tę jedną z najbardziej popularnych baśni, postawiony zostaje przed nie lada zadaniem. Musi odpowiedzieć sobie na pytanie, jaką scenę widzi: czy moment przed balem, gdy umiejscowione po prawej stronie przyrodnie siostry Kopciuszka szykują się na imprezę, czy też raczej Kopciuszek świadomy księcia objeżdżającego całą krainę w poszukiwaniu kobiety, która zrobiła na nim niesamowite wrażenie, rezygnuje ze swojej szansy i chowa się w kuchni przed jego przybyciem. W obu wypadkach widz docenia niebywałą umiejętność przedstawionej postaci, jej pogodzenie się z losem "tej gorszej". I tu nakłada się inny element baśni, jak dotąd w tekstach o Kopciuszku, słabiej eksponowany. To też kwestia pierworództwa, utraty znaczenia dziecka pierwszej żony, gdy przemożny wpływ na mężów mają kolejne wybranki głowy rodziny. Kopciuszek tracąc kolejno oboje rodziców stał się dzieckiem niczyim - przygarniętym nie z miłości, lecz dlatego, że ktoś musiał się nim zająć. Z oczka w głowie swojego tatusia stał się popychadłem, został zdegradowany, wrzucony pomiędzy kuchnię a liche pomieszczenia dla służby. Nie dziwi więc czemu w niemieckiej wersji przyjął imię umorusanego od sadzy z kotła.
Sam pomysł przedstawiania Kopciuszka zmienił się już w 2. poł. XIX w., gdy baśń ta stała się podstawą dla całej serii różnego rodzaju utworów (od oper poprzez różne wersje przedstawień teatralnych aż po niezliczone ilustracje książkowe dla dzieci). Nie każdy potrafił się jednak wypromować na Kopciuszku, jak to czyniła główna bohaterka w tej opowieści. Przykładowo w teatrze Wojciecha Bogusławskiego zatrudniony był niejaki Antoni Scotti, wenecjanin, który w trudnych latach wojennej zawieruchy (Wenecja po zdobyciu jej przez Napoleona znacznie podupadła, co poświadczają liczne opisy podróżników udających się do Włoch) odpowiedzialny był za dekoracje. W 1811 r. wykonał on prace na potrzeby opery "Kopciuszek", potem jeszcze do kilku innych dzieł (z nich najsłynniejsze to tragedia "Bolesław Śmiały" i opera "Hilary"), ale i tak nie zyskał sobie renomy. W napisanym przez barona Rastawieckiego "Słowniku malarzów polskich, tudzież obcych w Polsce osiadłych..." podsumowano go krótko: "Posiadał on wielką szybkość w robocie, lecz dekoracye jego nie miały wyższych zalet, a niektóre nawet wcale były mierne".
O niebo lepiej radzono sobie już później, co widać na umieszczonej powyżej ilustracji. Przypomina wręcz najbardziej chyba utrwaloną we współczesnej kulturze baśń Disneya, z licznymi niewinnymi gołąbkami towarzyszącymi brudnej dziewczynce podczas codziennych trudności. Wielka zasługa w utrwaleniu takiego wizerunku przypadła Alexandrowi Zickowi, urodzonemu w 1845 r. w Koblencji malarzowi i ilustratorowi, który do swej śmierci w 1907 r. stworzył kilkadziesiąt przedstawień z najsłynniejszych bajek (m.in. także Tomcia Palucha czy w podobnej konwencji Jasia i Małgosię). W jego ouevre pojawiały się jednak także bardziej poważne tematy, jak choćby seria wykonanych w 1874 r.  rycin do wydania "Tymona Ateńczyka" - tragedii W. Shakespeare'a czy obraz przedstawiający scenę morderstwa Cezara w trakcie Id Marcowych. Zwłaszcza ów obraz budzić może zainteresowanie z racji nietypowego momentu wybranego przez autora. Ukazał on bowiem chwilę, gdy ciało Juliusza leży bezwładnie na stopniach senatu, zaś dynamicznie poruszająca połami szaty postać opowiada Rzymianom o kulisach zdarzenia. Gdy jeszcze dodamy do tego informację, że postać opowiadającego przypomina w pewnej mierze swoją ekspresją i upozowaniem jedną z matek tulących swoje dziecko do piersi w "Rzezi niewiniątek" Guida Reniego, to malowidło to w pełni oddaje wzburzenie, jakie narastać mogło w sercach na wieść o pozbawieniu życia zwycięzcy z Galii.
Jednak to nie urok słów zapisanych przez Charlesa Perraulta czy braci Grimm świadczy o wyjątkowości tej baśni, lecz raczej jej ponadczasowość. Sztuka jedynie dopełniała, obrazowała pragnienia zbliżone do innej popularnej wersji opowieści ("from zero to hero"), mocno i często nieudolnie eksploatowanych ostatnio przez hollywoodzką kinematografię. Tak naprawdę dziejów Kopciuszka szukać musimy nie w europejskim, ale starożytnym folklorze. Jedna z opowieści podaje o niejakiej Rodopis, blondwłosej dziewczynie porwanej z Grecji do Egiptu, gdzie budziła podziw jako rzadko piękność, właśnie ze względu na swoją egzotyczną urodę. Pozostałe zazdrosne niewolnice nie dawały więc Greczynce żyć i jak podaje Strabon z trudem znosiła ona wszelkie przykrości. Jedyną pociechę sprawiało jej przebywanie ze zwierzętami, które przychodziły do niej same z siebie, nie oczekując pomocy czy pożywienia. Kiedy więc faraon Amazis zaprosił Egipcjan na bal do Memfis, dano jej dodatkowe obowiązki, by nie czyniła konkurencji obecnym na balu. Zmęczona Rodopis przycupnęła więc nad rzeczką, mocząc swoje różowe trzewiki (otrzymała je do tańca, gdyż objawiła pewnego razu ten talent), a one błyszczały tak mocno, że ściągnęły Horusa pod postacią sokoła. Ptak porwał bucik i zaniósł bezpośrednio na bal. Faraon z łatwością odkrył w tym znak od niebios i postanowił znaleźć właścicielkę drugiego buta. Pomimo więc sytuacji, że Rodopis wstydziła się pokazać władcy Egiptu, gdy tylko okazało się, że obuwie pasuje, faraon pojął ją za żonę.
Analogiczne historie niezależnie powstały w Chinach (tam dziewczę ma na imię Yeh-Shen) i w plemieniu Dakotów. Czyżby więc pragnienie kobiet, by zostać docenioną, odkrytą i zaakceptowaną jest ponadczasowe i występuję we wszystkich kulturach? Chyba tak, chociaż i w tym Skandynawowie jak zwykle się wyłamali. W Szwecji bowiem jedna z wersji tej historii dotyczy młodego chłopaka. Ale oni przecież zawsze byli tolerancyjni... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz