Czas Wielkiej Nocy to wspaniały okres. Co prawda w społecznym odbiorze święta te nie umywają się do Bożego Narodzenia, ale nie da się ukryć, że mają w sobie tę magię, nietypowy urok. I jak każde święta charakteryzują się też tym, że rozsyłam SMS-ami stertę życzeń do wielu moich znajomych ;-) Zwykle te życzenia mają charakter samego tekstu, ale niekiedy także obrazkowy. Dziś wyjątkowo te same obrazkowe życzenia udostępnione zostaną wszystkim Czytelnikom (co mam nadzieję Was też cieszy tak samo, jak mnie).
Czym się charakteryzują te życzenia? Zwykle tym, że zabieram się za jakiś wątek religijnej historii nieopisany przez Ewangelistów (co to by świętości nie szargać, a dogmatów nie tykać) i próbuję obrócić to w komiksowy żart. Tak jest i tym razem, ale zamiast samemu tworzyć obrazek, tym razem wykorzystałem epokowe dzieła o wiele bardziej ode mnie utalentowanych artystów. Na Photoshopowy “warsztat” poszli więc Giotto, Tintoretto i Caravaggio w ich przedstawieniach scen pasyjnych. Scenę w Wielkiego Czwartku przedstawił ten ostatni, więc od niego zacznijmy dzieje Triduum Paschalnego.
“Pojmanie Chrystusa” Caravaggia powstałe w 1598 r. znane jest z dwóch wersji – jednej wiszącej w National Gallery of Ireland w Dublinie i drugiej (być może też autorstwa Caravaggia lub kopii warszatowej), która wisiała w muzeum w Odessie, ale parę lat temu złodzieje postanowili ominąć zabezpieczenia tej instytucji i nie mam pojęcia, czy udało się obraz znaleźć ;-) Ale wróćmy do tematyki sceny, o której moja kumpela właśnie kończy tworzyć swoją magisterkę. Pocałunek Judasza – przedstawienie dość nietypowe, bo rzadko w ogóle w sztuce ilustruje się buziaka dawanego jednemu facetowi przez drugiego. Oczywiście hołdy lenne i innego rodzaju pocałunki uznające ludzi za równych sobie czy w trakcie przyjmowania do bractw, to swoisty standard, ale pocałunek, w którym dochodzi do zdrady nie ma swojej bogatej tradycji ikonograficznej. Caravaggio nie musiał się jednak borykać z problemami, jak artyści pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa, którzy często nie do końca potrafili pokazać takie sceny. Utrwaliła się bowiem tradycja, że Jezus stoi w centrum, nie przeszkadza swojemu pochwyceniu, a z jednej ze stron przybywa wydający go uczeń.
Caravaggio zmienia jednak tę scenę o 180 stopni. W centrum nie mamy Chrystusa, lecz Judasza, kóry zajmuje środek pola obrazowego, wypycha Jezusa ku krawędzi pola obrazowego, ba, zmusza go do nietypowego pochylenia się. Jeszcze więcej miejsca zajmują odziani w zbroje żołdacy, odwróceni tyłem do widza, absolutnie niepotrzebni, a jednak celowo ujęci w ten sposób przez artystę. Najwięcej się jednak dzieje w tle, gdzie jeden z uczniów (za Jezusem) popada wręcz w panikę i niejako “woła o pomstę do nieba”. Najbardziej istotny więc dotąd fragment obrazów pod tym tytułem, a więc gra wizualna, kontakt między twarzami zdradzanego i zdrajcy, dla Caravaggia ma już mniejsze znaczenie. Chrystus nie patrzy Judaszowi w oczy, nie konfrontuje się z nim, lecz odwraca wzrok, świadomy tego, że modlitwa w Ogrójcu nie oddaliła od niego kielicha. “Wypełniło się” jest więc dla Caravaggia o wiele wcześniej niż podczas śmierci Krzyżowej – los Jezusa, zdaje się sugerować artysta, był przesądzony już nocą z czwartku na piątek. Taki jest też cel drugiego jaśniejącego punktu malowidła, a więc złożonych rąk. Bezwolność i poddanie się woli ludzi… – nie tego oczekiwać można byłoby od Zbawiciela, Króla tej ziemi i niebios.
Wenecki artysta Jacopo Tintoretto stworzył w 1568 r. scenę “Ukrzyżowania”, która wisi obecnie w kościele San Cassiano w leżącym nad laguną mieście. Wielkie formaty tej pracy (341 na 371 cm) powodują, że przykuwa ono powszechną uwagę wiernych i zwiedzających, ale dopiero po zbliżeniu się do niego widać maestrię stylu tego malarza zawieszonego między manieryzmem a barokiem. Powszechnie wiadomym jest fakt, że w przypadku tego obrazu większą partię środkowej części malowidła Tintoretto zaczerpnął z ryciny Dircka Volkertsz. Coornherta, oczywiście o tym samym tytule. Warto jednak skupić się na zupełnie innym ciekawym wizualnie problemie, to jest rozwiązaniu przestrzeni w tym malowidle. Chrystus ewidentnie góruje nad wszystkimi postaciami, a nawet korzystając z podziału, jaki miał miejsce głównie w sztuce średniowiecznej jest on tym Chrystusem triumfującym, a nie boleściwym. Wyżej od niego umieszczono tylko mężczyznę, który zaraz przybije podawaną mu tabliczkę ze skróconym aktem oskarżenia (dobrze, że dziś się takich nie pisze…), ale który jednak kolorystycznie mniej przykuwa uwagę widza. To bowiem światłocień wiszących na krzyżach męskich ciał jest tym, na czym widz się koncentruje. Jezus i dobry łotr są symbolami cierpienia, przy czym jeden oczywiście w niczym nie zawinił, a drugi pojmuje swoje grzechy i dokonuje czegoś na kształt skróconej spowiedzi.
Całość artysta dopełnił (co notabene jest typowe dla Tintoretta) specyficzną grozą ciemnych chmur i swoistym “zamrożeniem kadru”. Wydawać by się mogło, że takie ujęcie sceny, w której w jednym momencie dzieje się wiele rzeczy opisanych w “Biblii” jest typowa, ale Wenecjanin rozwiązał to inaczej. Nie mamy lamentującej Maryi, Maryi Magdaleny czy chowającego twarz w dłoniach św. Jana. W zamian w lewym dolnym rogu obrazu spoczywa Matka Boska w pozycji, w jakiej przedstawiali ją twórcy podczas Piet. Oczekuje już więc tej śmierci, pogodziła się z nią i co zaskakujące nie rozpacza. W obraz wprowadza zaś ją (i widza także) św. Jan, pokazując nietypowym gestem, by to przeżywać, ale się nie lękać. To specyficzne ujęcie dłoni i spojrzenia niejako wykracza poza ewangeliczne opisy, wskazując, iż przeczuwa on jakie było prawdziwe znaczenie słów o trzech dniach wznoszenia nowej świątyni Jerozolimskiej.
Zawsze mnie ciekawiło, jak to możliwe, że Maria Magdalena wzięła Jezusa za ogrodnika. Cóż, podejrzewam, że w tych czasach przy tych warunkach terenowych jakie widzimy w Ziemi Świętej nie był to zbyt wysoko opłacany zawód, skoro trzeba było być na nogach już kilka godzin po zakończeniu jednego z najważniejszych żydowskich świąt. Z tym jednak łączy się scena “Noli me tangere”, ukazująca moment opuszczenia przez Chrystusa Grobu Pańskiego i ukazania się Marii Magdalenie. Jak podaje św. Jan (J 20,17) Jezus miał się do niej zwrócić słowami: “Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca”. Fabuła fresku Giotta z Capelli Scrovegnich (dell’Arena) w Padwie (1304-1306) jest jednak bardziej skomplikowana. Co prawda ten wyjątkowy artysta (o którym swojego czasu odnosząc się do historii opisanej przez Vasariego żartowaliśmy, że oto co powstaje, gdy da się pasterzowi kredki) ściśle oparł się na “Biblii”, to jednak dodał parę wyjątkowych elementów. Jezus po raz kolejny umieszczony został z boku malowidła. Wskazuje to więc, że ten obraz jest sam w sobie swego rodzaju “komiksem”, a moje dymki jedynie to podkreślają. Najpierw bowiem widz zwraca uwagę na lewą stronę, gdzie widzi siedzące uśmiechnięte anioły i pusty grób, “pilnowany” przez śpiących żołnierzy. Kimają oni na tyle twardo, że nie zauważyli nie tylko Zmartwychwstania, ale nawet klęczącej obok nich Marii Magdaleny. Taką lekturę obrazu po raz kolejny wskazuje jeden z aniołów, wyciągając dłoń i kierując palec ku drugiemu niebiańskiemu towarzyszowi Jezusa.
To właśnie ten anioł jest tu najciekawszy. Bardzo często bowiem sceny" “Noli me tangere” mają w sobie pewien ładunek uczuciowości, intymności, bardziej przyjaznej relacji między postaciami niż zwykłe przedstawienia Zmartwychwstania czy ukazywanie się potem uczniom. Fani Dana Browna pewnie szukaliby w tym potwierdzenia niektórych tez zawartych w jego książkach, ale jest to raczej powszechny typ ilustrowania tej sceny. Anioł siedzący na grobie pojawia się bowiem także na powstałym ok. 1350 r. malowidle Mistrza Zmartwychwstania, które znajduje się w Pinacotece Watykańskiej. Większą jednak uwagę warto zwrócić na inne malowidło, znajdujące się w dolnym kościele św. Franciszka w Asyżu, a powstałym także w okresie namalowania przez Giotta ukazanego wyżej fresku (link). Oba malowidła są w dużej mierze analogiczne – szata Marii Magdaleny jest może nieco inaczej udrapowana, nie ma śpiących żołnierzy i widać, że artysta jest o co najmniej kilka klas słabszy. Zależność jest jednak uderzająca i na tej podstawie twierdzi się, że mogło ono powstać wcześniej (pod koniec XIII w.) i że Giotto mógł być autorem tej pracy. Trochę to wątpliwe, mając na uwadze jego kunszt, ale być może zasugerował się tym malowidłem i samemu przekuł to w o wiele wyższej jakości fresk.
Jak widać te radosne święta, to powód do analizy wielu ciekawie podejmujących ten temat malowideł. Mam nadzieję, że nikt nie ma mi za złe zażartowanie z tych prac, zwłaszcza iż bynajmniej nie miały być one kontrowersyjne… Może gdyby kwestionowały dogmaty czy coś, ale to akurat nie w moim stylu. Toteż nie pozostaje mi nic innego, jak jeszcze raz ponowić życzenia cudownych Świąt i jak to napisała kumpela w SMS-ie, który dostałem kilkadziesiąt minut temu “by czas Wielkanocny utrzymał nasze marzenia w mocy, by wszystkie życzenia okazały się do spełnienia, by nie zabrakło nam wzajemnej życzliwości, byśmy przez życie kroczyli w ludzkiej godności, by symbol Boskiego Odrodzenia był dla nas celem do spełnienia” (duży szacun Marleno za te życzenia). Buziaki!
suchar
OdpowiedzUsuń