Zwykle ilekroć idziemy do sklepu nie zwracamy uwagi na to, czym się posługujemy kupując potrzebne nam produkty. W sumie wiadomo, że na dziesięciozłotówce widnieje Mieszko I, na dwudziestozłotówce Bolesław Chrobry, na banknocie pięćdziesięciozłotowym Kazimierz Wielki. Przy porównaniu tego z Władysławem Jagiełłą i Zygmuntem Starym łatwo dostrzec, że im wyższy nominał, tym późniejszy władca, a więc można nauczyć się w ten sposób pewnych zarysów historii. Kiedyś mieliśmy Waryńskiego i Świerczewskiego, teraz wydawać możemy przy pomocy Piastów i Jagiellonów. Czy jednak banknoty mogą mieć wyraz moralizatorski? Czy można przyjąć, że czegoś dobrego o życiu nauczą tych, którzy akurat trzymają je w łapkach? Czy też raczej są jedynie wyrazem naszej kultury, sposobem patrzenia na swoją przeszłość czy teraźniejszość (w wielu krajach istnieją przecież banknoty bezpośrednio odnoszące się do podstaw panującego ustroju, zwłaszcza w reżimach komunistycznych czy państwach stricte socjalistycznych)? O takiej próbie będzie dzisiejszy post, gdzie przyjrzymy się tzw. serii edukacyjnej emitowanej w 2. poł. XIX w. na terenie Stanów Zjednoczonych.
Dwoma aktami z 1878 i 1886 r. Kongres USA uchwalił uprawnienie do emisji tzw. “certyfikatów srebra”, będących środkami płatniczymi, a zarazem mającymi swoje pokrycie w posiadanym przez państwo srebrze. Stąd też na banknotach tych (de facto nie były one banknotami, ale pełniły analogiczną funkcję w obrocie pieniężnym) pojawił się napis, że jest to jeden (lub inna kwota) srebrny dolar podlegający wymianie na życzenie jego posiadacza. Co jednak szczególnego, to fakt, że certyfikaty te pod względem wizualnym znacznie różniły się od innych nośników wartości pieniężnej, zwłaszcza swoją wyszukana formą wizualną i “edukacyjnym” charakterem. Amerykański Departament Skarb zgłosił bowiem do biura do spraw druków i litografii zapotrzebowanie na wykonanie tych prac, przy czym zależało zleceniodawcom na ukazaniu czegoś więcej niż w dotąd stosowanych nośnikach. Kierowano się przede wszystkim zaleceniem, by na certyfikatach pojawiły się postaci alegoryczne, ucieleśniające konkretne aspekty polityki i gospodarki USA.
Co więc widzimy na zaprezentowanej jednodolarówce wydanej w ramach tzw. drugiej serii “edukacyjnej”, wydanej w 1896 r. Na rewersie umieszczono Pierwszą Parę zjednoczonych Kolonii, a więc Marthę i Jerzego Waszyngtonów. O wiele ciekawszy jest jednak awers, gdzie autor (Will H. Low) i grafik (Charles Schlecht) można powiedzieć trochę “popłynęli”… Jak wiadomo ze starego łacińskiego przysłowia, historia jest nauczycielką życia. Na banknocie tezę tę wyrażono wręcz dosłownie, bo odpoczywająca niczym rzymska uczestniczka biesiad Historia wskazuje chłopcu (oznaczającemu Młodzież) prawidłową drogę rozwoju. Nie jest to jednak typowa Historia, gdyż odziana w szatę zbliżoną do amerykańskiej flagi łączy się z alegorycznym przedstawieniem Stanów, a więc Kolumbią. Widz (szczęśliwy posiadacz jednodolarówki, która teraz “chodzi” na rynku antykwarycznym za co najmniej kilkaset jej obecnych odpowiedników) dostrzega zatem nie Historię całości ludzkich dziejów, ale Historię zindywidualizowaną – Historię USA. Taka redukcja jest symptomatyczna i świetnie wpasowuje się w mesjanistyczną koncepcję Stanów jako państwa kończącego rozwój ustrojów na świecie poprzez stworzenie idealnej formy demokracji. Co więcej takie “zawłaszczenie” sobie Historii potwierdza siedzisko, gdzie umieszczono postać kobiecą – ten quasi-tron opatrzony jest godłem państwowym, zaś obok umieszczono rózgi liktorskie, będące już od starożytności symbolem władzy i potęgi.
Gdzie jest więc aspekt edukacyjny? Łatwo zauważyć, że w geście kobiety, wskazującym jednocześnie na nazwę Stanów i na dolinę Potomaku z Pomnikiem Waszyngtona. Nie jest to bynajmniej ukryty motyw falliczny, choć z oddali wygląda to dość zabawnie, zwłaszcza że wzrok dziecka nie kieruje się raczej ku prawej stronie “pola banknotowego”, ale opuszczony jest na całkiem ponętną i pełną pierś Historii. Prawdopodobnie więc w zupełnie niezamierzony sposób artystom udało się wprowadzić swoistą rysę w tym akademickim obrazku. Widoczne w tle budynki, w tym Kapitol, nie są jednak jedynymi pouczającymi elementami. Z boku umieszczono tekst Konstytucji w formie otwartej księgi, zaś wokół jako bordiurę nazwiska znanych Amerykanów. Pojawiają się więc prezydenci, jak Waszyngton, Lincoln, Jefferson czy John Adams, ale także postaci, które wsławiły się w inny sposób, np. na polu nauki i techniki (Benjamin Franklin), literatury (Nathaniel Hawthorne) oraz polityki i dyplomacji (Daniel Webster, dzięki któremu granica amerykańsko-kanadyjska ma taki “prostolinijny” przebieg). Tak więc jednodolarówka uczyła, by wierzyć w życie najlepszym możliwym ustroju na świecie. A pozostałe?
Jak mawia inne stare powiedzenie: “Co dwie głowy, to nie jedna”. Co prawda na szczęście “to nie: w tym wypadku pisze się osobno (tak, to był typowy dla mnie dowcip na niskim poziomie), ale z dolarami jest podobnie – lepiej mieć dwa niż poprzestawać na jednym. I w tym wypadku artyści się wykazali. Tym razem był to jednak G.F.C. Smillie, który zaprojektował “srebrny certyfikat”, zaś Edwin H. Blashfield wykonał postaci. Całość uzupełnił Thomas F. Morris. To, co widać na załączonym obrazku, to kolejny przejaw fascynacji zmieniającym się światem i rozwojem technologicznym. Jedną z najbardziej nietypowych alegorii tego okresu jest nowo powstałe przedstawienie Elektryczności. Na temat tego, jak próbowano ująć nowe zjawiska w karby utrwalonej wielowiekową tradycją symboliki wylano już hektolitry atramentu (chociaż zdaje się nikt nie zrobił tego w sposób tak treściwy jak Maria Poprzęcka). Już sama rola kobiet wskazuje, jak wiele oczekiwano od przedstawienia USA jako kraju, gdzie spełnić się może “amerykański sen”. W centrum umieszczono Naukę (to jeszcze w miarę staroświeckie przedstawienie, ale zwykle w sztuce nowożytnej przedstawiano jednak Wiedzę – Scientia oraz męski (a jakże!) Geniusz). Dwie postaci obok niej są przedstawiane właśnie przez Naukę i symbolizują Elektryczność i Parę. Z sił sprawczych maszyn stworzono więc urokliwe szkraby, zaś z Nauki zamykającej oczka i rozkładającą ręce typ rozmodlonej świętej albo Matki Bożej Miłosierdzia. Zastosowano więc wyjątkowo oryginalny pomysł, nieco jakby na siłę próbując upchać go w konwencje sztuki akademickiej. Warto dodać, że analogiczny pomysł wizualny z “nowymi żywiołami” jak Ogień, Elektryczność, Magnetyzm, Woda, Rolnictwo i Górnictwo, pojawił się już wcześniej i występuje np. w reliefie ratusza w Waszyngtonie (link).
Siedzące dwie koleżanki Nauki to oczywiści także postaci alegoryczne. Po sakiewkach z logo przekreślonego S i kole zębatym z łatwością można dostrzec, że ta po lewej stronie symbolizuje Handel, zaś po prawej – Przemysł (a właściwie raczej Produkcję). Banknot ten więc w przeciwieństwie do jednodolarówki nie mówi o tym, że “cudem Ameryki” (jak określano później wymowę powstałych certyfikatów) jest praworządność i demokracja, ale gospodarka. To jednak na maszynach ta gospodarka miała się opierać, toteż warto jeszcze raz zwrócić się ku znaczeniu Pary i Elektryczności. To one stanowią wizualnie wkład Nauki w system amerykański, niejako jej dzieci, prezentowane dojrzałym już innym postaciom alegorycznym. Uzupełnia to też awers certyfikatu, gdzie przedstawiono Roberta Fultona – konstruktora pierwszego statku parowego oraz Samuela F.B. Morse’a – prekursora telegrafii (tego od alfabetu). Odpowiedź na pytanie, której z tych sił sprawczych przypisano większe znaczenie, znajduje się na banknocie pięciodolarowym.
Tym razem Elektryczność urosła i stała się uskrzydloną, nieco obnażoną kobietą. Wpasowuje się więc świetnie w konwencję artystyczną sztuki akademickiej, a także najbardziej popularne przedstawienia tej nowej alegorii. Co więcej stała się ona na tej pracy G.F.C. Smilliego dominującą siłą na świecie, której poddane są inne postaci symbolizujące inne zjawiska. Warto zauważyć, że w przeciwieństwie do dwóch pozostałych ten banknot oparty jest na obrazie już istniejącym w chwili wykonania grafiki, a mianowicie pracy Waltera Shirlawa. Intrygujące może być to, że czym innym było malowanie obrazów i oglądanie ich w salonach, a czym innym wydawanie pieniędzy z przeniesionymi malowidłami na skrawek papieru. Grupa kobiet w Bostonie zakwestionowała bowiem te certyfikaty i celowo nie chciała się nimi posługiwać ze względu na fakt, że to nieprzystojne, wręcz amoralne, skoro Elektryczność ma odkrytą pierś. Cóż, czyżby więc nie poznały się na dobrej sztuce? Ale skoro o sztuce mowa, to warto też przyjrzeć się postaciom w tle. Po lewej stronie pojawia się Jupiter w niebiańskim powozie ciskający gromy, natomiast po prawej alegoria Pokoju na tle Kapitolu i Białego Domu. Trochę więc ta ostatnia postać wydaje się być przedstawiona na wyrost, mając na uwadze, że w dwa lata po emisji banknotu doszło przecież do wojny z Hiszpanią, w wyniku której zajęto zrewoltowaną Kubę oraz Filipiny. Całość zaś ilustracji uzupełnia Chwała, grająca na długiej trąbie niczym aniołowie w scenach Wniebowzięcia, Wniebowstąpienia czy apoteozach świętych.
Jak widać, pozytywistyczna idea kształtowania społeczeństwa nieobca była także twórcom środków pieniężnych. Tym razem jednak propaganda władzy skierowana była w zupełnie inny sposób. Miast rozpowszechniania monet z wizerunkami idealizowanych władców (co stosowano już w starożytności) stworzono rozbudowane cykle narracyjne, odnoszące się do kilku aspektów życia w Ameryce przełomu XIX i XX w. Wiara w misję narodu, przekonywanie społeczeństwa o silnych podstawach gospodarczych i wreszcie w pełnienie przez USA istotnej roli w kształtowaniu pokojowej polityki przeistoczyły się w obiekty wizualne dostępne szerokim masom, z założenia w dowolnym momencie. Co prawda, ze względu na wspomniane protesty już w 1899 r. zastąpiono pięciodolarówkę innym banknotem (z Rączą Antylopą, wodzem indiańskiego plemienia Hunkpapa), to jednak tego rodzaju symbolika pozostała w powszechnym obiegu, kształtując tym samym sposób rozumienia dzieł sztuki nawet przez najmniej majętne masy społeczne.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń