Z ikonografią jest często jeden duży problem - niby coś widać, ale bardzo ciężko to nazwać. Kiedy jako dziecko po raz pierwszy zwiedzałem Wambierzyce (obrazek poniżej) zaskoczyło mnie, co na krzyżu robi odziana w niebiesko-białą tunikę kobieta. Dopiero parę lat temu natrafiłem przypadkiem na materiały, które wyjaśniły mi kim jest św. Wilgefortis. Jak powszechnie wiadomo krucyfiks z umieszczoną na nim kobietą to rzadka rzecz. A jeszcze rzadszym jest, gdy ma ona bujną brodę. Dziś zatem post będzie o świętej patronce śpiewu sakralnego (tytuł ten dzieli m.in. ze św. Cecylią i Janem Chrzcicielem).
Przypuszczam, że większość Czytelniczek i Czytelników nie kojarzy historii świętej, więc pozwolę sobie ją krótko przypomnieć. Córka króla Luzytanii zmierzyć się musiała z trudnym zadaniem wyjścia za mąż za poganina. Typowy problem późnostarożytnych świętych rozwiązała jednak nietypowo - zamiast czynić wszystko co w swojej mocy (i np. nie pozwalać się "dotknąć" mężowi), by przekonać go do przejścia na chrześcijaństwo, ostro zaaponowała przeciwko takiemu rozwiązaniu, za co została zamknięta w celi przez ojca. Tam modliła się, by Bóg uczynił ją tak brzydką, by nie podobała się już więcej i zaręczyny zostały cofnięte. W wyniku tego urosła jej bujna broda i kiedy powiedziała, jak do tego doszło, ojciec wpadł w szał i kazał ją ukrzyżować. Nadmienić jednak należy, że bardzo prawdopodobne, że święta nigdy nie istniała (i to nie dlatego, że historia wydaje się dość niewiarygodna), lecz badacze zgodni są, że jej kult wyniknął ze złego zrozumienia pod koniec średniowiecza przedstawień ukrzyżowanego Jezusa w kapłańskich szatach, które popularne były na początku tej epoki. Św. Wilgefortis zaś nie była jedyną męczennicą, u której włosy grały istotną rolę. Św. Paula z Avila i św. Galla z Rzymu także były opisywane jako brodate, a św. Agnieszka z kolei mogła opleść całe ciało swoimi włosami. Także dwie Marie - Maria Magdalena i św. Maria Egipcjanka ukazywane były w bardzo długimi włosami, ktore przykrywały ich ciała w trakcie pobytów w pustelni.
Żeby nie było za łatwo, to jeszcze św. Wilgefortis mylono z innymi osobami, np. ze św. Liberatą, jedną z ośmiu sióstr św. Mariny. Luzytańskie księżniczki również podzieliły męczeński żywot skazane przez swojego ojca, który nie chciał, by wyznawały one chrześcijaństwo. Łatwo więc dostrzec, z jak wielką ilością wątków muszą więc zmierzyć się badacze, by ustalić czy św. Wilgefortis istniała naprawdę. Skupmy się jednak na brodzie. Jak wiadomo długa broda była w średniowieczu symbolem potencji, jurności i pojawia się często w sztuce jako symbol postaci wodzących na pokuszenie. Co więcej niekiedy wręcz diabła przedstawia się z brodą dwudzielną (a nawet trójdzielną), by jeszcze bardziej podkreślić uosabianie przez niego zła absolutnego. Chociaż feministyczne badaczki bardziej szukają w św. Wilgefortis tego, że stanowi ona niejako kobiecy odpowiednik oddającego życia na krzyżu Chrystusa. Wskazuje na to przede wszystkim pochodzenie całego sposobu przedstawiania świętej. Ale żeby najpierw można było mówić o niej w ten sposób, konieczna była nie tylko męczeńska śmierć, ale także cuda uzasadniające jej kult (w okresie średniowiecza nie było jeszcze expressis verbis wyrażonego obowiązku, by przed ogłoszeniem "świętą" czy "błogosławioną" osoba ta miała dokonać kilku cudów). Oczywiście św. Wilgefortis nie mogła cudów dokonać za życia, skoro cały ten czas ukrywała swoją religię, a zmarła następnego dnia po uwięzieniu jej w celi. Cudów dokonała więc po śmierci. Biedny uliczny grajek modlił się pod jej figurą i nagle z tego przedstawienia zsunął się złoty bucik. But okazał się jednak nie być częścią figurki, lecz prawdziwym butem, to zaś spowodowało, że muzykanta oskarżono o kradzież. Postanowił więc on dowieść swojej niewinności i wraz z oskarżającymi go modlił się po raz kolejny przed wizerunkiem świętej. Wtedy zsunął się kolejny but, co wykazało jego niewinność (jakie to szczęście, że już nie ma procesu inkwizycyjnego...). Z tych przyczyn niekiedy św. Wilgefortis przedstawia się w jednym bucie. Być na krzyżu, z brodą i jednym bucie - niestandardowe jak na przedstawienia królewny.
Można więc badając temat świętej iść w stronę posiadania przez nią brody i tym samym ucieleśniania mitu o Androgyne. Broda jako symbol siły i płodności, a zarazem często konieczny element, by pełnić w społeczeństwie tę samą rolę co mężczyźni. W końcu Hatszepsut, żeby uzasadnić swoją władzę, na ceremonie ubierała sztuczną brodę. Wcześniej było jeszcze gorzej - północnobabilońskie miasta, którymi opiekowała się bogini Isztar, posiadały pomniki, na których jej potęgę zaznaczono kobiecymi piersiami i męskimi genitaliami (najstarsze pochodzą sprzed 8000 lat). Także bogini urody Wenus przedstawiana była z brodą. Na Cyprze, wyspie mitycznie podległej tej bogince, są także jej posągi z owłosieniem na twarzy. Tutaj badacze przypuszczają, że chodzi o rzeźby potrzebne do organizacji rytuałów "przejścia" żyjących tam transwestytów. Z problemem tym inaczej poradzili sobie renesansowi pisarze. Ci, wiedząc już o istnieniu "brodatych Wenus" twierdzili, że miał to być symbol prokreacji i miłości, w której konieczna jest zarówno męska, jak i kobieca cząstka. My jednak zastanówmy się nad tym, jaka jest zależność między św. Wilgefortis a relikwią Krzyża, sprowadzoną w XI w. do Lukki. Bo jak widać na załączonym obok obrazku rzeźby św. Wilgefortis naprawdę ciężko odróżnić od wizerunków umęczonego Jezusa. Owa naturalnych rozmiarów kopia Krzyża miała być wykonana przez św. Nikodema, który zgodnie z apokryfem współdziałał z Józefem z Arymatei w trakcie pochówku Chrystusa. Kiedy w 1070 r. zrobiono uroczystą procesję, by sprowadzić relikwię do katedry w Lukce, stworzono legendę, że zachowała się ona w Luni, skąd przeniesiono stolicę biskupią do Lukki. W ten sposób zarazem też ukazano transmisję władzy pomiędzy niegdyś rywalizującymi między sobą miastami. Ob. relikwia przechowywana jest w tempietto, wybudowanym przez Matteo Civitali, umieszczonym przy lewej nawie katedry San Martino). Wśród badaczy istnieje przekonanie, że konkretnie właśnie ta naturalnej wielkości kopia relikwii Krzyża, na której często umieszczono rzeźbioną postać Chrystusa, stanowi podstawę do kultu św. Wilgefortis. Warto jednak dodać, że tego typu krucyfiksy powstawały nie tylko tam. Wyjątkowo w nich jest to, że postać Jezusa nie była do nich przybijana gwoździami, ale przywiązywana sznurami i linami, także w centralnej partii ciała. A takie krucyfiksy znane są nie tylko z Italii, ale pojawiają się w całej centralnej i północnej Europie od Hiszpanii po Słowenię. Sam zaś pomysł zrobienia naturalnej wielkości kopii Krzyża wywodzi się z Nadrenii. Ok. 965-970 r. powstał tzw. "krzyż Gerona" - krucyfiks wykonany na polecenie ówczesnego arcybiskupa Kolonii (ob. w kolońskiej katedrze św. Piotra i NMP). W okresie baroku tę wielką rzeźbę ozdobiono już dużo mniej udanym słońcem ze znaczną liczbą wychodzących promieni. Oczywiście jednak niektórzy historycy (przede wszystkim włoscy) opisując krucyfiks z Lukki, na podstawie legendy twierdzą, że ich dzieło jest starsze, a jedynie w okresie późnego średniowiecza wymieniono w nim wiele elementów, co utrudnia dokładne datowanie. Bardziej istotny jest jednak argument, że tego typu krucyfiksy wywodzą się ze sztuki bizantyjskiej, ta zaś jak wiadomo nie mogła się rozwijać w okresie ikonoklazmu. Łatwiej więc przyjąć, że wpływy z Imperium były większe w Italii, niż na północ od Alp.
Kult św. Wilgefortis to przede wszystkim XIV i XV w. To wtedy tworzy się spójna wersja legendy, zaczynają pojawiać się jej przedstawienia. Ale także wtedy historia świętej zaczyna się różnicować - łączy się ją ze wspomnianą św. Liberatą w Hiszpanii, zaś w Austrii i południowych Niemczech w lokalną św. Kümmernis. Być może przyczyną tego jest to, że dostrzeżono różnicę między wykształconym już przedstawieniem ukrzyżowania, na którym są gwoździe, nagość górnej partii ciała oraz zgiętymi nogami, a starszymi wizerunkami triumfującego Chrystusa w kapłańskiej szacie, obwiązanego sznurami. Możliwe więc, że odniesiono takie wizerunki do tworzącej się legendy i w ten sposób pojawiły się przedstawiania św. Wilgefortis. To jednak tylko przypuszczenia, jakich wiele jest, gdy analizujemy sztukę średniowiecza. Odpowiedzi na temat połączenia tych dwóch tematów moim zdaniem szukać należy nie w ikonografii św. Wilgefortis, lecz raczej zbadaniu, jak kopie Krzyży wykorzystywano w ceremoniach późnego średniowiecza. A to, ze względu na skąpość materiału badawczego, na pewno nie jest łatwym zadaniem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz