czwartek, 21 października 2010

Piłka nożna w sztuce Florencji

Nudząc się dzisiaj nieprzeciętnie podczas praktyk sądowych na aplikacji postanowiłem wreszcie zabrać się za monografię Piotra Chlebowicza pt. "Chuligaństwo stadionowe", którą można przeczytać na LEX-ie. I chociaż nie podzielam zdania autora, że np. bunt "Nika" w Konstantynopolu w 532 r. powinien być uznawany za jeden z pierwszych przejawów "zadym" na stadionach (ja bym go uznał raczej dość radykalną i oddolną formę wyrażenia sprzeciwu wobec ustroju, zbyt wolno przekształcającego się ze starożytnego "Imperium Rzymskiego w to, co dziś zwiemy "Bizancjum"), to jednak zainspirowało mnie to do napisania posta na blogu. A fakt, że niecały rok temu ze światem florenckiego "calcio" zaznajomiła mnie książka Horsta Bredekampa ("Florentiner Fussball: die Renaissance der Spiele"), pozwala mi chyba coś ciekawego w tym wpisie zawrzeć. Skupimy się więc nie na tym, o czym pisze przede wszystkim niemiecki badacz, a więc swoistej arystokratycznej grze, nie raz przekształcającej się w starcia Wenus i Marsa w podniosłej scenicznej oprawie na piazzach stolicy Toskanii. Zajmiemy się tym, jak przedstawiano gracza w calcio, który pod względem atrybutów fizycznych różnił się od obecnych piłkarzy. Pomoże nam w tym Jacopo Pontormo.

pontormo - kopiący gracz Ten "leżący" facet to tzw. "Kopiący gracz" - grafika Jacopo'a, która znajduje się dziś w Galleria delgi Uffizi. Przedstawia, jak widać, bardzo umięśnionego zawodnika, który w karkołomnej pozie stara się lewą nogą kopnąć piłkę, której już jednak artysta nie przedstawił. To właśnie taki mocno muskularny sposób ukazywania mężczyzn zaczął na krótki czas dominować w ówczesnej sztuce Italii. Nagie męskie postaci Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej są tego najlepszym przykładem. My jednak skupmy się na graczu, zaś Czytelnik niewiedzący jak wyglądało "calcio" mógłby odnieść wrażenie, że w grze tej uczestniczyły nagie postaci niczym na starogreckich hipodromach. Nic bardziej mylnego. Faktem jest, że "calcio" (a więc cała europejska piłka nożna) wywodzi się greckiej gry zespołowej zwanej harpastonem. Dzięki rzymskim legionistom pomysł takiej gry udało się rozpropagować w całej europejskiej części cesarstwa, wreszcie stanowiło do podstawę do stworzenia tzw. piłki ludowej (gry podobnej do "calcio", ale dużo mniej cywilizowanej). Polegała na tym, że zwykle dwie rywalizujące wioski walczyły o to, która z nich przeniesie piłkę do wioski przeciwnika, a prawie wszystkie chwyty były dozwolone, łącznie z takimi, które kojarzymy dziś z rugby czy futbolem amerykańskim. W porównaniu z piłką ludową w "calcio" gracze trzymali się bardziej sztywnych reguł. O stopniowo ewoluującej piłce ludowej, która ostatecznie zapoczątkowała w Wielkiej Brytanii dyskusję na temat odrębności futbolu od rugby świadczą słowa Francuza z 1829 r.: "Jeżeli to jest to, co oni nazywają footballem, to co w takim razie nazywają walką?".

Umięśnione ciało gracza, przedstawione przez Pontormo, to być może wizualne echo jednego z najważniejszych meczów w historii "calcio". 17 lutego 1530 r., gdy cesarz Karol V oblegał Florencję w trakcie swej wielkiej wyprawy, która na kilka wieków wprowadziła Italię do ścisłej orbity polityki habsburskiej, na znak pogardy dla monarchy zorganizowano przed kościołem Santa Croce wielki mecz w piłkę nożną. Nie była to jednak piłka nożna, jaką znamy dziś, mimo że nazwa we Włoszech pozostała ta sama. Zasady "calcio" powstały w XIV-XV w., a wielkie rody Toskanii wspierały jej rozwój. Dostarczała ona bowiem rozrywki mieszkańcom, którzy tłumnie zbierali się na Piazza Santa Croce czy między bramami Porta Prato i Ognissanti, by podziwiać dwa walczące o piłkę składy po 27 osób. Choć wiele chwytów było dozwolonych, to o wspomnianej już angielskiej "wolnej amerykance" we Florencji nie mogło być mowy - można było piłkę łapać, rzucać, chwytać za ubrania czy powalić na ziemię przeciwnika. Ze względu na liczebność składów gra była szybka i mocno niekonwencjonalna, co do dziś jest domeną zarówno rugby, jak i "łaciatej". Dość szybko więc w poszczególnych dzielnicach powstały lokalne drużyny, które walczyły o prymat w mieście - kolejno biali, zieloni, czerwoni i niebiescy symbolizowali okolice kościołów S. Spirito, S. Giovanni, S. Maria Novella i S. Croce. Gra ta ze względu na wspomniane wydarzenie z 1530 r. zyskała polityczne znaczenie, toteż wielkie zasługi w jej promocji odegrał ród Medycuszy. Z tych m.in. przyczyn szybko postarano się o jej skonwencjonalizowanie i nadanie jej wyjątkowej oprawy. O tym, jak grać, by wygrać i w ogóle o co chodzi w "calcio" pisał już w 1580 r. Giovanni de' Bardi w "Rozprawie o grze we florenckie calcio". Piłka stała się grą państwową, bardzo ekscytującą, a widzowie przyglądali się zarówno z poziomu placu, jak i okolicznych zabudowań. Lokalni młodzi arystokraci i bogacze tarzali się w błocie po trotuarze, szturchali i rzucali na ziemię, tylko po to, by w ciągu 50 minut zdobyć jak najwięcej punktów. Punkty zaś dawane były za trafienie piłką w siatkę rozciągniętą przy krótszych bokach boiska. Ale dawano je także wtedy, gdy udało się przeciwnikowi jedynie piłkę rzucić (lub kopnąć), lecz strzał został zatrzymany. Tym bardziej więc zawodnicy skupiali się na tym, by wszelkimi możliwymi sposobami nie pozwolić nie tylko na celne trafienie, ale nawet na oddanie strzału.

calcio fiorentino - jan van der straet, agostino campelli (palazzo della gherardesca) Jak mogło to wyglądać zaświadczają liczne grafiki i ilustracje, które wspomniany H. Bredekamp publikuje w swej książce. Warto jednak spojrzeć na bardziej metaforyczny obraz "calcio". Przedstawiona powyżej arkada to fragment Palazzo della Gherardesca. Budynek wzniesiony pod koniec XV w. przez Giuliano da Sangallo (1472-1480) dla Bartolommeo Scali przeszedł w późniejszym okresie na własność Medyceuszów. Stulecie po jego powstaniu za kardynała Alessandro de' Medici ozdobiono niektóre sale na nowo, tworząc m.in. zaprezentowaną kompozycję. Oto para putt, które bawią się piłkami czy też raczej kulami (herbowym atrybutem rządzącego miastem rodu). "Calcio" przedstawiono powyżej - te same putta wraz z gronem przyjaciół walczą o piłkę w tej lokalnej kombinacji zapasów, piłki nożnej i rugby. Tak więc dekoracyjny cykl, którego autorami są pochodzący z Brugii Jan van der Straet oraz Agostino Campelli, staje się dla nas wyrazem wyjątkowego znaczenia, jakie ówcześni przypisywali temu sportowi. Widać więc, że niewiele dzieli nas od nowożytnych florentczyków, a wielu moich przyjaciół i znajomych (oraz ja sam) często tak układa sobie plan dnia, by wieczorem znaleźć czas na obejrzenie piłkarskiego widowiska.

Nie dziwi więc, że ukazany na początku posta muskularny facet jest nie tylko sposobem pokazania przez Pontormo, że równy jest "boskiemu" Michałowi Aniołowi czy antycznym mistrzom. To raczej symbol idealnego gracza, który wówczas ze względu na specyfikę gry musiał być mniej zwrotny niż obecnie. A na pewno nie grał tak dobrze głową jak Pique czy Aduriz! W zamian jednak zmuszony był powalić atakującego przeciwnika, by uniemożliwić mu rzut lub kopnięcie. Z kolei napastnik (już wtedy był podział na broniących siatkę, obrońców, graczy środka pola i atakujących) musiał potrafić przepchnąć się między obrońcami i chronić piłkę własnym ciałem. "Calcio" jest więc też po części sportem zbliżonym do piłki ręcznej, gdzie właściwie sytuacje w ataku trzeba obecnie wykorzystywać wręcz ze stuprocentową skutecznością, by wygrać mecz. Małe putta van Straeta i Campellego są zaś zapowiedzią tego, o czym wspomniałem na początku - gra okraszona została różnymi scenicznymi wydarzeniami, zawodnicy poradowali niczym pół-bogowie w orszakach pod opieką jakiejś postaci alegorycznej. Sport stał się z rozrywki wielkim widowiskiem, tracił powoli charakter "cywilizowanej" walki o piłkę, a nabywał cech tożsamości kibiców z własną dzielnicą i miastem. Niczym więc nie różni się to od sytuacji obecnej, gdy szczerą nienawiścią darzą się kibice zwaśnionych drużyn w Manchesterze, Krakowie czy Mediolanie (że o Moskwie i Stambule nie wspomnę). Zarazem jednak oprawa meczowa jest często tym, co zapada równie dobrze w pamięć jak walka o każdy metr boiska i przestrzelone okazje strzeleckie Gonzalo Higuaina. Dobrze więc pamiętać, że w sytuacji, gdy ACF Fiorentina niespodziewanie okupuje ostatnie miejsce w Serie A, to właśnie w stolicy Toskanii narodził się sport, który daje nam wszystkim tak wielkie emocje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz