Mówi się, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Co prawda będąc osobą pogryzioną przez bezpańskie psy jako dziecko w wieku sześciu lat, mam na ten temat nieco inne zdanie (wygryzły mi rzepkę z kolana i nie obyło się bez działalności chirurga), to jednak pewnie wielu osób stwierdzi, że jest coś na rzeczy w słowach Victora Hugo, że "pies jest cnotą, która nie mogła zostać człowiekiem". A że uśmiechnięta mordka psiny to dość wdzięczny temat sztuki, to nie sposób nie napisać o tym paru słów na niniejszym blogu. Przede wszystkim zaś interesujący jest problem, kiedy pies staje się na tyle pełnoprawnym członkiem rodziny, że stawia mu się pomniki, ba nawet pojawia się w malowidłach prezentujących najświetniejsze niegdyś dynastie.
Gdzie więc leży pies pogrzebany? Między innymi w Winterstein, gdzie w parku obok ruin zamku Wangenheim znajduje się słynny piaskowcowy pomnik psa z takim właśnie tekstem, który zapoczątkował rozpowszechnienie się niemieckiego przysłowia, w tym także na Polskę. W turyngijskiej wiosce pojawił się bowiem w 1630 r. niebywały problem - zmarł powszechnie szanowany pies Stutzel, który był na tyle sprytny i inteligentny, że w imieniu rodu von Wangenheim załatwiał najpilniejsze sprawy (m.in. nosił listy w pudełku na szyi przypominającym apteczki alpejskich bernardynów). Postanowiono więc pochować psinę na cmentarzu, na co sprzeciwił się ówczesny proboszcz, który twierdził, że takie miejsca są tylko dla ludzi i na dodatek dla katolików. Wreszcie za zgodą konsystorza i po przekazaniu setki talarów na kościół oraz 50 na parafię, pies spoczął na cmentarzu, gdzie jego pomnik stoi do dziś. Samo zaś zwierzę już dużo wcześniej towarzyszyło ludziom i w tym zakresie szczególnie interesujący jest wielki fresk Andrei Mantegni z Camery degli Sposi pałacu książęcego w Mantui (1471-1474). Czołowy artysta tego czasu we Włoszech na prawie kwadratowej powierzchni ściany o boku 8 m przedstawił w Palazzo Ducale nie tylko władcę Ludovico II Gonzagę z żoną Barbarą Brandenburską, ale także kuzynów: również Ludovica, Paola i Rodolfo. Towarzyszy im sekretarz Marsilio Andreasi, pochylający się nad władcą, zaś za księżną pojawia się nie do końca rozpoznana postać w czarnym stroju oraz karlica Nana. Kiedyś podawano, że jest to Vittorino da Feltre, ale tezę tę można między bajki włożyć, bo ów słynny astronom nie żył już prawie od 30 lat, gdy powstawał ów monumentalny fresk. Sami zaś historycy sztuki nie są zgodni co do tego, o co chodzi w liście czytanym przez władcę. Może o to, że dostał właśnie informację o wyborze syna na kardynała? Fani zaś historii dyplomacji stawiają na to, że czyta list z Wenecji, Werony, gdyż to w renesansie wykształciła się praktyka ambasadorów stale rezydujących w innych miastach, przejęta obecnie. Nas jednak najbardziej interesuje pies Rubino...
Psina zajęła sobie jedno z najbardziej zaszczytnych miejsc, bo tuż obok księcia. Siedząc pod jego tronem jest nawet bliżej Ludovica niż jego żona czy krewni, tak jakby uczestniczyła wraz z nim w sprawowaniu władzy. Co więcej odpowiada to relacjom, jakie łączyły pana Mantui z tym oto brązowym stworzeniem. Wskazuje na to list, jaki władca skierował do swojej żony 29 października 1462 r. Okazało się, że Rubino gdzieś zaginął. Miał pojawić się wraz z księciem w Revere, miejscowości oddalonej o ok. 30 km na południowy wschód od Mantui, ale "poszedł w długą" dzień wcześniej. Poczta książęca działała wówczas chyba całkiem sprawnie, bo już tego samego dnia Barbara odpisała Ludovicowi, że pies się odnalazł i eskortowany jest do Revere w towarzystwie jednego z najbardziej zauwanych dworzan, Luci da Mariana. Ponoć radości ze znalezienia psa nie było końca, a jak podawała księżna Rubino po powrocie z miejskiej eskapady krzątał się w pałacu z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć swojego pana.
W chwili wykonania obrazu psina już nie żyła (byłbym bardziej kreatywny w tworzeniu synonimów do słowa "Rubino", gdyby nie to, że nie znam się na psach i nie wiem, co to za rasa. Jakiś bloodhound może?). W sierpniu 1467 r. stan psa bardzo się pogorszył - cierpiał na raka i zmiany skórne były już bardzo widoczne. Lekarze stwierdzili, że nie ma dla Rubino ratunku, toteż Ludovico starał się wrócić do Mantui (o której papież Pius Ii pisał wtedy, że "jedyne co można w niej usłyszeć to żaby"), by być z psem w jego ostatnich chwilach. Nie udało się to jednak, ale jednocześnie władca polecił, by psa pochować i nad miejscem złożenia ciała umieścić kamień nagrobny. Jednakże to właśnie malowidło Mantegni jest najbardziej znanym przykładem upamiętnienia Rubino. Warto też zauważyć, że Ludovico II nie nacieszył się psem za długo, a na dworze w Mantui pojawiały się inne stworzenia tego gatunku, które cieszyły się zbliżoną estymą. W znajdującym się w tym samym pomieszczeniu wspomnianego Palazzo Ducale znajduje się inny znany fresk Mantegni. Symbolizuje on związki rodu z Kościołem katolickim, próbę połączenia władzy świeckiej z religijną i w ten sposób budowanie pozycji w Italii. W centrum pracy umieszczono kardynała Francesco Gonzagę (tego, którego może dotyczyć czytany list), przychodzącego do swojego ojca i pokazującego tym samym realizację dynastycznych aspiracji. Obok zaś nóg Ludovica znajduje się pies zupełnie innej rasy, unoszący przednią łapę niczym konie w stępie. Albo więc Andrea żartuje z psów jako symbolu rodu, albo próbuje w ten sposób nadać im splendoru, znaczenia jakiego zwierzęta domowe dotąd nie miały.
Mi ta średnio zadowolona ze spotkania psina (trochę smutną mordkę ma...) wygląda na coś podobnego do sznaucera, ale pewnie większość Czytelników wie lepiej, jaka to rasa. Nie zmienia to jednak faktu, że Rubino i nieznane z imienia stworzenie są przejawami nowego zjawiska, które pojawia się we włoskim renesansie. To właśnie w XV w. zajmują one niezależną pozycją w sztuce. O ile na pokazanych ilustracjach ze względu na temat są nieco na uboczu względem centrum kompozycyjnego, to jednak vis-a-vis oczu widza. Wśród rodów takich miast, jak Mantua, Ferrara czy Florencja, pies zaczyna pojawiać się jako ważny członek wspólnoty rodowej. Jego pozycja przypomina nieco miejsce w hierarchii błazna czy karła, jak ukazanej w Camera degli Sposi Nany. Jest niejako na uboczu, ograniczony jest do swej funkcji czegoś/kogoś zabawiającego władcę i jego krewnych. W zamian jednak może liczyć na opiekę i co właśnie wyjątkowe - pochówek. Ponoć nawet Francesco Bonsignori (został malarzem nadwornym Gonzagów, gdy pod koniec lat 80. XV w. Mantegna otrzymał zlecenie wykonania fresków do kaplicy Belvedere w Watykanie) miał stworzyć malowidło psa Barety, które było tak przekonujące, że inne psy je atakowały myśląc, że mają do czynienia z prawdziwym zwierzęciem. Oczywiście po stylu innych prac Bonsignoriego trudno przypuścić, by rzeczywiście tak dobrze mu się to udało, ale legenda się rozeszła...
Fascynacja psami została niektórym ludziom do dziś i jest to zapewne coś wyjątkowego. Dzieci przy psach uczą się odpowiedzialności, starsi ludzie żyjący z dala od dzieci i wnuków mogą mieć w nich przyjaciela, z którym dzielą wszystkie swoje chwile... Pies na dworze włoskim mógł pełnić rolę podobną. Nie dziwi więc dlaczego na obrazach XV-wiecznych pojawiają się biegające po trotuarze psy, podobnie jak w omówionych malowidłach. Oczywiście nie jest to zjawisko stricte włoskie. W końcu w "Małżeństwie Arnolfinich"z 1434 r. mała psinka także zajmuje miejsce między małżonkami, będąc czwartym elementem rodziny w tej pracy Jana van Eycka (kobieta jest w ciąży, co ukazuje w dobitny sposób masując się po brzuszku). Podobnie w Tempio Malatestiano czyli przebudowanym w tym samym stuleciu kościele św. Franciszka w Rimini znajduje się obraz Piero della Francesci z dwoma leżącymi krótkowłosymi chartami (to było akurat łatwo poznać nawet takiemu laikowi z kynologii jak ja). Pieski te wydają się zupełnie niezainteresowane tym, że władca Sigimondo Malatesta klęczy przed swoim świętym imiennikiem i zmazuje winy, za które został ekskomunikowany. Są więc z jednej strony symbolem wierności i poddania się po okresie niepokojów dominacji papiestwa w środkowej Italii, ale przede wszystkim wysokiego statusu tych zwierząt w XV w. W kolejnym zaś stuleciu na obrazach niektórych florenckich malarzy psy staną się symbolem zjadliwej krytyki opłacanej przez jednych artystów przeciwko drugim...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz