Popołudnie 1 grudnia, więc czas na pierwszego posta w tym miesiącu. I on, podobnie jak poprzednie, związany jest z tym co ostatnio wpadło w moje chciwe łapki. Tym razem w związku z nadchodzącą konferencją katuję książki na temat italskich herezji. Na marginesie więc tego, co średnio naukowym językiem udało mi się spłodzić powstał temat dzisiejszego posta. Pytanie jest dość naiwnie postawione, ale w końcu dzięki również takim pytaniom, rozwija się nauka. Mianowicie, czy herezje średniowieczne miały swoją własną sztukę? Obecnie bowiem analizujemy sztukę przez pryzmat tego, co czytamy w dziełach bardziej (jak św. Augustyn) i mniej cenionych (jak Orygenes czy Tertulian) Ojców Kościoła. To ich namysł nad światem ukształtował w znacznej mierze średniowieczne widzenie tego, co na ziemi jak przednówka przyszłego Królestwa Niebieskiego. Czy więc ówczesne ruchy religijne pojmowały świat podobnie i dawały temu wyraz w sztuce?
Badacze często z katarami i albigensami wiążą specyficzne krucyfiksy, jak i stele, jak ta pokazana na obrazku obok. Trudno jednak podzielić ten entuzjazm historyków i historyków sztuki, którzy chcieliby znaleźć wyraz tej nietypowej herezji w sztuce. Stele takie bowiem są dość typowe na terenie obecnej południowej Francji, tj. Langwedocji i Prowansji już od czasów wczesnostarożytnych. Badacze zaś dość często utożsamiają katarów i albigensów, mimo że to drugie pojęcie bardziej odnosi się do konglomeratu różnych herezji, przeciw którym na początku XIII w. zorganizowano krucjatę. Katarzy zaś dzielili się na wiele odłamów i jeden z nich ze stolicą "biskupią" w Albi w największym stopniu dał się we znaki kościołowi rzymskiemu na tym terenie. Nie dziwi więc, że gdy w 1244 r. padła ostatnia większa twierdza albigensów (zamek Montsegur, z którego pochodzi pokazana obok stela) można było uznać, że krucjata zakończyła się pewnym zwycięstwem. Gdy nie było już szans obrony większość walczących popełniła zbiorowe samobójstwo, 250 zaś, którzy przetrwali, spłonęło razem na stosie. Wcześniej w 1209 r. zmasakrowano prawie całą ludność Beziers, a legenda mówi, że działano wedle zasady: "Zabijajcie wszystkich, Bóg swoich rozpozna". Łatwo więc przypuścić, że i sztuki religijnej tejże herezji nie zachowało się wiele. Kiedy więc nie ma dzieła sztuki, korzysta się z jego opisu i szuka podobnych.
Łukasz, biskup Tuy, prafał kościoła św. Izydora w Leonie, natknął się na grupę emigrantów, którzy uciekli z Prowansji przed prześladowaniami. To dzięki niemu mamy informacjęnie tylko o sztuce katarów, ale także architekturze. I chociaż grupa ta nie wznoisła własnych kościołów, twierdząc podobnie jak inne ówczesne herezje, że Boga należy wielbić przede wszystkim w sercu, a nie w budynkach sakralnych, to jednak w Leon zbudowała kapliczkę, którą zniszczył nasz prałat. W "Innym życiu. Przeciwko błędom albigensów" opisał więc także problem krzyża, który dla wielu katarów miał charakter mocno indyferentny. Przesłuchania katarów, które znamy w miarę dobrze z archiwów inkwizycji, mówią nam, że żartowali z krzyży, kpili z posągów Maryi czy oskarżali pozostałych chrześcijan o bałwochwalstwo, wskazując na obecność obrazów w świątyniach. Biskup Łukasz podał nam opis, jak wyglądał zatem jeden z krucyfiksów, wykonany przez heretyków w mieście, gdzie sprawował posługę: "Przez drwinę i pogardę dla krzyża Chrystusowego, wykonali przedstawienie Ukrzyżowanego z jedną stopą na drugiej, z jednym tylko gwoździem, starając się zniszczyć lub podać w wątpliwość wiarę w przenajświętszy krzyż i tradycję świętych Ojców, wprowadzając różnorodność nowej mody" (cytat za: Jean Duvernoy, Religia katarów, tłum. Joanna Gorecka-Kalita, Kraków 2000, s. 256). Co gorsza, jak podaje autor tego tekstu niektórzy katarzy dodatkowo wykonali jednooki posąg Maryi i udawali najpierw, że są ułomni, a potem że zostali cudownie uleczeni. Jak widać taka działalność miała charakter przede wszystkim antyklerykalny, ale też być może spowodowana była złością na trwające wobec nich prześladowania. Niewiele jest bowiem innych opisów, z których wynikałoby, że katarzy przywiązywali jakąś większą wagę do sztuki (jakby nie patrzeć dobra doczesnego), że nie wspomnę o wypracowaniu własnej koncepcji artystycznej. Żeby więc szukać sztuki katarów trzeba chyba iść krok dalej, a właściwie bliżej, ku sednu ich nauczania czyli "Biblii".
Przedstawiony obok rysunek to bynajmniej nie element, który można wiązać z katarami, lecz jedna z bardziej znanych miniatur z "Biblii" Stefana Hardinga, najbliższego przyjaciela Roberta z Molesme, założyciela zakonu cystersów. Przez ćwierć wieku Stefan pełnił funkcję opata Citeaux i dopiero za jego czasów rozwinęła się teza sztuki cysterskiej jako oszczędnej i nieodciągającej od kontemplacji, którą lansował św. Bernard. "Biblia", znajdująca się dziś w Miejskiej Bibliotece w Dijon (1109 r.) jest właśnie przykładem sztuki, przeciw której zaczęli w XII w. występować katarzy, ale i św. Bernard, szukając jednak zupełnie innej podstawy swojej krytyki. Kiedy po fali prześladowań w XIII w. na przełomie tego i następnego stulecia kataryzm na pewien czas odżył w południowej Francji jednym z jego głównych przedstawicieli był notariusz, niejaki Piotr Authie (ach, ci prawnicy, wszędzie się znajdzie chociaż jeden...). Ponoć był właścicielem bardzo bogatowo zdobionej księgi, iluminowanej błękitem i cynobrem, ale nietypowo jak na ówczesne wydania "Pisma Świętego" w jej skład wchodziły tylko Ewangelie i listy św. Pawła przetłumaczone na dialekt boloński. Widać więc, że w północnej Italii, gdzie prześladowania nie były tak zintensyfikowane jak w Prowansji, podejście do sztuk plastycznych było mniej radykalne niż w przypadku zachodnich albigensów.
Tym co zaś było charakterystyczne dla katarów i albigensów jest fakt zwracania dużo większej uwagi na "Nowy Testament" i to w ujęciu dość niekanonicznym (bo zwykle umieszczali oni listy za Apokalipsą św. Jana) niż reszty "Pisma Świętego". To zaś spowodowało, że Anne Brenon (jeden z największych światowych autorytetów w tej dziedzinie) opublikowała parę lat temu pasjonujący tekst na temat "Biblii" katarów, za jaką uważa jeden z manuskryptów z Biblioteki Municypalnej w Lyonie. Zaciekawił ją bowiem skład tejże publikacji, nietypowy jak na okres średniowiecza. Sam "Nowy Testament" bez jakichkolwiek ksiąg wcześniejszych czy chociaż psalmów nie zdarza się często. Co więcej publikację sporządzono w języku okcytańskim, a nie po łacinie. To pozwala w sumie bez żadnych większych wątpliwości przyjąć, że powstanie jej, jeśli nie wiązało się z katarami, to przynajmniej z jedną z kilku obecnych wówczas w południowej Francji herezji. Wskazuje też na to brak wielu zdobień, wykorzystanie na większą skalę jedynie czerwieni i błękitu. Można powiedzieć, że "Biblia" z Lyonu jest taką typową poręczną (jak na ówczesne czasy - dziś 17,5 cm na 13,2 cm mieści się w kobiecych torebkach tylko gdy wyjmą kilkanaście błyszczyków...) kompilacją tekstów potrzebnych wyznawcy kataryzmu. Ale najbardziej przekonujący jest właśnie sposób dekoracji. Brak jest bowiem przedstawień figuratywnych, a jedynie motywy roślinne i ryby. Te drugie miały duże znaczenie dla katarów, gdyż ryby nie były uznawane za zwierzęta. Katarzy opierali się na tej tezie i twierdzili, że są trzy rodzaje ciał: ludzkie, zwierzęce i należące do ryb, które przez to, że rodzi się bez kontaktu seksualnego jest czyste i zdatne do jedzenia. Wszelkie inne bowiem, zdaniem katarów, miały powodować utratę przyjętych sakramentów i wyłączać z grupy wiernych. Ponieważ wyznawcy tej herezji nie mogli wcinać także mleka, nabiału i serów, badacze lubujący się w stawianiu ryzykownych tez szukają nawet wśród albigensów zaczątków europejskiego wegetarianizmu.
Czy więc z grona pewnie niezbyt licznej grupy prac, które powstały wśród katarów, zajmujących się przede wszystkim tkactwem, została tylko jedna "Biblia" z niewielką ilością przedstawień, w której istotne znaczenie mają de facto trzynaście inicjałów ksiąg oraz ryby i lilie? Raczej tak, choć wielu autorów mniej lub bardziej konspiracyjnych książek o związkach katarów z templariuszami i różokrzyżowcami wolałoby, żeby Montsegur było zamkiem-sanktuarium słońca, zaś w każdej steli czy krzyżu, który wygląda na choć trochę średniowieczny doszukiwać się ukrytej symboliki. Tymczasem ta herezja nie dość, że była dość niespójna w zakresie doktryny, to także skupiała się przede wszystkim na życiu przyszłym, starała się żyć ubogo i często jej wyznawcy zmieniali miejsce zamieszkania w obawie przed represjami ze stron inkwizycji czy wojsk ościennych państw. Chociaż może uda się znaleźć w innych krajach dzieła sztuki związane z innymi herezjami (tak udało się w przypadku waldensów), które także zostawić mogły swój ślad po okresie swojego zaniku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz