Diogenes Laertios zachował dla potomnych ciekawe słowa, które ponoć miały zostać po raz pierwszy wypowiedziane przez Pitagorasa trzy stulecia wcześniej: “Życie jest jak igrzyska: jedni przychodzą na nie jako zapaśnicy, inni – żeby handlować, ale najlepsi przychodzą jako widzowie”. W sumie całkiem niezły tekst, żeby zabłysnąć w towarzystwie (testowane przez autora tego bloga z pozytywnym skutkiem) i porównywalnie dobre z moim ulubionym przemyśleniem na temat życia, jakie swojego czasu pojawiło się w “Telemaniaku” (1996) z Jimem Carreyem: “You know what the trouble about real life is? There’s no danger music”. Ale dzisiaj słowa te przydały mi się chyba tylko do tego, by jakoś przejść do tematu najfunkcjonalniejszego greckiego rozwiązania, które nie zostało współcześnie przyjęte. Chodzi oczywiście o budowlę zwaną “stoa” i to między innymi od jej różnorodnego zastosowania pochodzą takie pojęcia jak stoicyzm. To właśnie tam nauczał Zenon z Kition i to dzięki takim budowlom mieszkańcy mogli jednocześnie relaksować się, jak i chronić przed deszczem.
Każdy, komu dane było spędzić kilka dni w Atenach, pamięta pewnie budynek na terenie Agory, gdzie można było zobaczyć popiersia znanych przywódców tego miasta z okresu klasycznego. Oraz oczywiście “skorupy” waz, jakie odkopano podczas renowacji starożytnego rynku, a także monety i ceramikę aż do czasów bizantyjskich i osmańskiej okupacji. To właśnie w ukazanej obok, rekonstruowanej w latach 50. Stoi Attalosa II znajduje się obecnie Muzeum Antycznej Agory, którego budowa w znacznej mierze sfinansowana została przez rodzinę Rockefellerów. Kto zaś nie był, ten pewnie nieraz w związku z nadchodzącymi sześcioma miesiącami polskiej prezydencji w UE, katowany będzie przez telewizję reportażami z wydarzenia, jakie miało miejsce w kwietniu 2003 r., czyli z podpisania traktatu akcesyjnego przez dziesięć wchodzących wówczas do Unii państw. Świadczy to ewidetnie o wielofunkcjonalności obiektu jakim była stoa. Czym jednak był ten obiekt dla starożytnych mieszkańców Aten?
Stoa zwykle traktowana jest analogiczna do rzymskiego portyku i w wielu książkach znaleźć można informację, że jest to jakby prototyp italskiego rozwiązania. W sumie jest w tym ziarno prawdy, bo i jeden, i drugi budynek pozwalał schronić się przed deszczem oraz odpocząć w upalne dni. Ale z drugiej strony mając wiedzę na temat znaczenia portyku w kolejnych okresach europejskiej sztuki można odnieść wrażenie, że stoa w takim razie to tylko taki ganek, a nie cała budowla. Nic bardziej mylnego. W czasach antycznych właściwie były dwa główne rozwiązania. Pierwsze z nich to to, które widzimy w stoi Attalosa II, wzniesionej w czasach panowania tego króla Pergamonu jako dar za odbytą w Atenach edukację (lata 159-138 p.n.e.) czyli duży budynek obramujący agorę w formie bardzo wydłużonej hali. To rozwiązanie stosowano tam, gdzie można było wykorzystać dłuższy bok prostokątnej budowli, jak w palestrach czy gimnazjonach. Drugie to nieco mniejsze podparte kolumnami portyki przy świątyniach, co z kolei w pewnej mierze wywodzi się z rozwiązania stosowanego już w czasach mykeńskich. Uwarunkowało to w pewnej mierze cel tych budowli. W obu jednak wypadkach stoae stanowiły miejscem odpoczynku, ale także handlu i wykonywania zadań administracyjnych. Jeśli pamiętacie jeszcze serial “Rzym” to Lucius Vorenus (grany przez Kevina McKidda) przychodził do takiego właśnie portyku, kiedy oddano mu kontrolę nad Awentynem.
Stoa Attalosa, mająca 116 metrów długości na 20 szerokości była o wiele większa niż jej ateńskie poprzedniczki. Stoa Poikile, w której swoje tezy głosił wspomniany Zenon z Kition, w porównaniu z nią była w okresie hellenistycznym budowlą o wiele mniejszym znaczeniu. Ale jak większość budynków była kolorowana i stąd jej nazwa “stoi barwnej”. Sam pomysł tego, że coś takiego przydałoby się w Polsce przyszedł mi do głowy parę lat temu, gdy miałem godzinę przerwy między zajęciami w różnych częściach miasta. Trzeba było się nakarmić, coś przeczytać i wypocząć. Zwykle można takie rzeczy zrobić w budynkach uniwersyteckich, ale przecież nie o to chodziło. Zapewne nieraz każdy z Czytelników miał podobną sytuację. Chciałby sobie w ciszy i spokoju usiąść w ciepłym, bezpiecznym, zadaszonym miejscu, wyciągnąć gazetę, książkę czy lapka i po prostu porobić coś z dala od miejsca pracy, zamieszkania czy nauki. Bez zobowiązań nawet tak małych jak zakup kawy czy ciastka oraz z dala od tabunów ludzi, wędrujących hałaśliwie po centrach handlowych w poszukiwaniu zakupów. Co prawda greckie stoae również do najcichszych miejsc nie należały, skoro odbywało się tam załatwianie żywotnych dla mieszkańców spraw oraz handel różnorakimi wyrobami (ciąg niezbyt obszernych pomieszczeń w obecnym Muzeum Antycznej Agory interpretowany jest jako starożytne sklepy), to jednak dawały one schronienie mieszkańcom miasta całkowicie bezpłatnie. Pełniły więc funkcję publiczną w najbardziej chyba szerokim znaczeniu.
Ukazana obok stoa Zeusa Eleutheriosa (“Wyzwoliciela” – kult oficjalnie wprowadzony w Atenach po zwycięstwie nad Persami) znana jest przede wszystkim z tego, że to tam zbierał się Sokrates ze swoimi uczniami. To jednak wskazuje, że mieszkańcy miasta aktywnie wykorzystywali fundowane im przez państwo budynki. Tam przenieśli swoje życie publiczne, ale także i wypoczynek, tam dyskutowali, gdy nie mieli innych zajęć. Zarazem jednak budynek miał funkcje kultowe. W środku umieszczony był posąg Zeusa przy dość dużym jak na prawie 47-metrową budowlę ołtarzu. Wieńczącą szczyt budynku Nike do dziś zaś oglądać można w Muzeum Agory. Wróćmy jednak do tematu, jak Grecy pod wpływem lokalnego klimatu wpadli na tak kreatywne rozwiązanie.
Pierwsze stoae pojawiają się już w okresie mykeńskim i włączone zostają, jak wiele innych budowli w kompleks pałacowy. Ale ich pojawienie się w miastach greckich na większą skalę ma miejsce dopiero po “ciemnym okresie” czyli w VII w. p.n.e. To w takich budowlach objawiała się rola miasta oraz jego społeczna struktura. W stoach mogli zasiadać wszyscy wolni mieszkańcy, a niektóre z nich posiadały w swym wnętrzu dotyczące Ateńczyków prawa. Przykładowo w Stoi Królewskiej z 1. poł. V w., o dość niewielkich rozmiarach w stosunku do innych budowli tego typu, zasiadał główny archont, zaś obok jego stanowiska umieszczono “Prawa Solona”. Widać więc, że sam pomysł ewoluował i jedne z tych obiektów skupione były przede wszystkim na możliwości zgromadzenia dużej liczby osób, w przypadku innych dominowało ich administracyjne, cywilne czy religijne przeznaczenie. Z grupy tej wyłamuje się wspomniana stoa Attalosa II, która jako jedna z niewielu posiada dwie kondygnacje. Ponadto nieznany nam z imienia architekt wprowadził sztuczny sufit, dzięki któremu zwiększył obieg powietrza. To dzięki temu (i współczesnej klimatyzacji) turyści zwiedzający muzeum mdleją tylko na widok eksponatów, a nie z duchoty. Co bardziej podatne na wrażenia artystyczne osoby dostrzegą też hellenistyczne rozwiązanie, jakim jest połączenie w kolumnadzie dwóch porządków – jońskiego (w górnej partii) i doryckiego (w dolnej). Górny ciąg kolumn zwieńczony został ponadto dość egzotycznym rozwiązaniem w Helladzie, jakim były kapitele nie z palmetą, ale egipską palmą. Z kolei wykorzystanie marmurów zamiast dotychczas używanego do celów takich budowli piaskowca to nie tylko dowód bogactwa fundatora, ale przede wszystkim możliwość uzyskania gry świateł, jaka dotąd dostępna była właściwie tylko świątyniom na Akropolu.
Specyficzna rola budowli ukształtowała jej wygląd w kolejnych dziesięcioleciach. Stoa Attalosa II jako miejsce spotkań dużo większej liczby osób niż istniejące już stoae pozbawiona została więc ok. 100 r. p.n.e. zewnętrznych schodów od strony południowej i w ten sposób stała się jeszcze bardziej samodzielnym budynkiem, mniej zintegrowanym z cierpiącą na rak przestrzeni agorą. Tym prostym zabiegiem uzyskano możliwość poszerzenia ulicy, zaś wejście do sklepów zapewniały mniejsze schody umieszczone przy wysuniętym najbardziej na południe pomieszczeniem handlarza. W wyniku tego stoa Attalosa wraz z wzniesioną wcześniej przez Eumenesa II (brata i poprzednika Attalosa II na tronie pergamońskim) zdominowały wygląd ateńskiej agory, de facto ukazując rolę tych władców i ich wpływ na rozwój miasta. Być może z tego powodu mogło to się lubiącym swobodę Ateńczykom nie podobać, ale nie da się ukryć, że rozwiązanie było nad wyraz funkcjonalne, grupując w sobie zarówno elementy ekonomiczne, jak i zapewniając rozrywkę oraz wypoczynek. Mieszkaniec mógł więc pojawić się na rynku, zrobić zakupy, pogadać lub posłuchać, jak rozmawiają bardziej uczeni od niego, załatwić swoje sprawy, przeczekać upały i deszcze, a następnie wrócić do domu z poczuciem wykonania wszystkich obowiązków. Może kiedyś i my doczekamy się podobnego rozwiązania i w centrum miast odetchnąć będzie można w innym miejscu niż parki lub bary sushi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz