Tym razem wyjątkowo jednopostowa przerwa w rankingu, żeby nie było, że monotematyczny jestem. Czas na mikrozagadkę: kto jest patronem historyków sztuki? Przypuszczam, że prawie wszyscy wiedzą, ale Ci, którzy o tym nie słyszeli dostaną podpowiedź. O tej osobie w dwa lata po ogłoszeniu świętym Jan Paweł II w 1984 r. powiedział: "Całym swoim życiem śpiewał chwałę Boga, nosił ją jako skarb w głębinach swojego serca, wyrażał zaś w dziełach sztuki. (...) Syn duchowy św. Dominika, który pędzlem wypowiedział swoją "summę" Bożych tajemnic, podobnie jak Tomasz z Akwinu wypowiedział ją językiem teologii. (...) ze względu na dobroc duszy i piekno swych obrazów, był kapłanem artystą, który za pomocą kolorów potrafił wypowiedzieć mowę Słowa Bożego". Czyli już jakaś podpowiedź jest (mam nadzieję, że czytelnik nie przewinął posta w dół i nie posiłkował się obrazkiem) - duchowny, dominikanin, malarz. Nie Lorenzo Lotto i Fra Filippo Lippi, którzy swoim życiem prywatnym raczej na kult nie zasłużyli. Tylko pokorny i cichy Guido di Pietro... znany jako Fra Angelico.
Jego wspomnienie jest 18 lutego. Ogłoszony właśnie w 1984 r., w trakcie mszy przy grobie w rzymskim kościele Santa Maria sopra Minerva, patronem artystów właściwie nieco na wyrost uznawany jest w Polsce za patrona historyków sztuki. Takiej oficjalnej "działki", by opiekować się dość nielicznym zawodem, niestety Fra Angelico nie posiada. Bardziej to historycy sztuki przejęli sobie dominikanina spod Fiesole, by nie być gorszym od tych, których prace analizują. Oficjalnie bowiem autor fresków jest jedynie patronem artystów i twórców kultury. O tych, którzy uznają coś za sztukę (pomińmy marszandów i kuratorów) nie ma tu raczej mowy. Gdzie więc szukać patrona historyków sztuki, który byłby wspólny dla różnych krajów?
Umieszczony obok fragment "Sądu Ostatecznego" z lat 1432-1435, znajdujący się obecnie w muzeum kościoła św. Marka we Florencji pokazuje bardzo urzekającą wizję raju, gdzie Fra Angelico jako błogosławiony powinien już przebywać. Tańczące z radości w kółeczku zbawione dusze i ciała, aniołowie, którzy wcale nie zadręczają się wiecznym graniem na instrumentach, ale razem z ludźmi uczestniczą w korowodzie radości... W sumie piękna wizja, godna osoby o pokornym charakterze - mnicha, który sam siebie, gdy pojawiła się okazja zostania biskupem Florencji uznał bardziej za artystę niż osobę, która byłaby w stanie przyjąć taką odpowiedzialność.
A tym większą odpowiedzialnością jest bycie patronem nawet tak "spokojnego" zawodu, jaki uprawiają historycy sztuki. Kto więc mógłby być takim patronem? We Włoszech wbrew pozorom bardziej znany jest ich inny rodak - również artysta XV-wieczny. A właściwie rodaczka, bo chodzi św. Katarzynę z Bolonii z rodu de Vigri. Nie tak utalentowana, jak jej florencki odpowiednik, ale pewnie feministki raczej na nią głosowałyby w przypadku ankiety. No i w końcu święta, a nie jedynie błogosławiona, jak w przypadku dominikanina z Fiesole. Córka profesora znanego uniwersytetu postanowiła wstąpić w 1431 r. do zakonu klarysek w Ferrarze. Tam dostąpiła wizji, które opisała (m.in. w dziele "Siedem duchowych broni koniecznych do walki duchowej", którego fragment stanowi słynne "Rosarium" - pisana jeszcze w młodości opowieść o życiu Jezusa). To, czego nie potrafiła opisać postanowiła malować. To dzięki temu znają ją historycy sztuki. Patronka Bolonii wykazywała styl dość "naiwny", który nawiązywał bardziej do minionych wieków sztuki bolońskiej niż tego, co w międzyczasie tworzył Fra Angelico i jemu podobni, renesansowi już, artyści.
Widać to na załączonym obrazku. Katarzyna stworzyła tę ikonę w latach 40., a więc mniej więcej dziesięć lat później niż Fra Angelico umieszczony powyżej "Sąd Ostateczny". Wpływy artystów w Ferrary i Bolonii, którzy uczynili z tych miast czołowe ośrodki sztuki malarskiej w XIV w. i w 1. poł. XV w. są aż nadto widoczne. I choć w obrazie tym przebija matczyna radość z trzymania na rękach Dzieciątka, częstowanie go owocem (rzadka scena jak na stypizowaną zazwyczaj ikonę...), to jednak różnica między tymi artystami jest oszałamiająca. Niestety zgodnie z zasadą "lepsze jest wrogiem dobrego" w kategorii talentu Fra Angelico przebija św. Katarzynę o kilka długości.
Kto więc jeszcze wchodzi w grę jako potencjalny patron historyków sztuki? W sumie, jeśli by się przyjrzeć, to historycy w ogóle nie mają patrona. Tylko antyczną muzę Klio, która nijak ma się ma do obecnego poziomu tejże dyscypliny. Wracając jednak do świętych. W USA za patrona sztuki nie uznaje się "oklepanych" św. Łukasza, sławionego za ponoć pierwszy wizerunek Maryi, czy Michała Archanioła. Tam za patrona sztuki i tych, którzy się nią zajmują, uznawany jest św. Izydor z Sewilli. W sumie czemu nie - wybitny uczony (jak na swoje czasy), z którego zdaniem w sprawach religijnych i politycznych liczył się cały ówczesny chrześcijański świat. Tylko, że za bardzo ze sztuką wizualną wiele wspólnego nie miał. Zostawił ponad 20 dzieł, w tym próbę stworzenia pierwszej encyklopedii, do czego później nawiążą scholastycy pisząc swoje summy ("Codex etimologiarum"). No i książkę o cudach natury - kolejny wyraz jego idei pisania o wszystkim od początku. Otóż w "Chronica Maiora" opisał historię świata od stworzenia, czym nawiązał do pierwszego Ojca Kościoła, który próbował sił w tym gatunku średniowiecznej prozy (św. Euzebiusza z Cezarei). Ale sztuk wizualnych tu jak na lekarstwo. Na naukowców w sumie w sam raz, chcących wyjaśniać każde zjawisko racjonalnie, ale jak na historyków sztuki za mało. W końcu my myślimy i piszemy (a niekiedy odwrotnie) o tak nieuchwytnych rzeczach jak "medium", "płaszczyzna obrazowa", nieuświadamianie sobie przez artystę opresyjności czasów, w jakich dane mu było żyć i o obecności Innego. Grrr, pewnie na myśl o tym moce (sic!) świętego w chorwackim Cres się w relikwiarzu przewracają!
Zresztą św. Izydor jest już zajęty. Internauci ze względu na jego fascynację gromadzeniem całokształtu światowej wiedzy uznali go za swojego świętego. Poza tym jest patronem Hiszpanii. No więc zostać przy bł. Fra Angelicu czy przerzucić się na św. Katarzynę? Nie do mnie, to pytanie, choć ja oczywiście (jak zwykle) jestem za mężczyzną. Marszandzi, pracownicy galerii i dealerzy sztuki mają swojego św. Jana Apostoła. Artyści już od końca średniowiecza zrzeszają się w bractwach pod wezwaniem św. Łukasza. Teraz dostali Fra Angelica. Hm, albo historycy sztuki są nie dość religijni i obdarzeni łaską, by ze swojego grona "wydelegować" kogoś na chociażby beatyfikację, albo może rzeczywiście lepiej poczuć opiekę jednego z już zajętych świętych. Jakiekolwiek będzie jednak rozstrzygnięcie tego problemu, to jednak na pewno będzie to powód do dumy. W końcu strażnicy więzienni mają swojego św. Adriana, ekspendientki - Katarzynę z Parc, cenzorzy - Anastazję, poszukiwacze skarbów - Stefanię, wytwórcy gwoździ - Chlodwalda, złodzieje - Dyzmę, a mężczyźni mający złośliwe żony (to są jakieś inne?) - św. Gumara. Nie można być gorszym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz